Słowo się rzekło, a wiec startuję z kolejnymi recenzjami. Na pierwszy ogień pierwsze pływadło w moim życiu – Nyrok (нырок). Zakupił je mój tata w szalonych latach 90’ych, kiedy to praktycznie w każdym miasteczku było targowisko z przybyszami ze Wschodu obładowanymi czasem bardzo zaskakującym towarem. O ile pamiętam nie użytkowaliśmy tego gumiaka zbyt intensywnie, chociaż służył nam nie tylko do przeprawiania się na drugą stronę Wkry, ale zdarzało się też nam z niego łowić. Nie mam pojęcia jak to możliwe, że nie powpadaliśmy do wody, a jednak udało się. Pontonik przeleżał wiele lat w piwnicy i kilka lat temu zwodowaliśmy go w nagłej potrzebie (Szczupak trzcinojebca) … okazało się , że na prawdę trudno z niego nie wylecieć … tata fiknął koziołka z całą jednostką. Cholera jak to możliwe , że kiedyś z niego łowiliśmy ? :)))

Zalety? Hmmm w sumie to coś się znajdzie – tani jak barszcz, zajmuje mało miejsca, dość lekki … wytrzymały. No własnie – blisko 30 lat a nadal „działa”. Fakt że przeleżał większość czasu w piwnicy, ale to mimo wszystko osiągniecie.

Wady? Nie da się z tego łowić :))) OK, przesadzam … da się, ale obecnie bałbym się chyba na nim gdziekolwiek przeprawiać. Wywrotka wiązałaby się z zatopieniem sprzętu, a to mogłoby być kosztowne. Tak więc zastosowanie jakie przychodzi mi do głowy to wywózka zestawów czy też nęcenie. Chociaż przypuszczam , że przy odpowiednim rozłożeniu ciężaru i zachowaniu należytej ostrożności można by spróbować wędkować z tego małego pontonu, tak jak to robiliśmy blisko 30 lat temu razem z tatą 🙂

PS. … to były czasy … rosyjski teleskop ze „Stadionu”, Nurok i stada płoci na przepływankę … swoją drogą szkoda , że w tamtych czasach bylem takim „wędkarskim gamoniem”, a można było tak poszaleć z wielkimi brzaniskami, których już nie widuję …

(lista recenzji jednostek pływających)