To był mój trzeci raz na tych zawodach i znowu zostałem zaskoczony … jak drogowcy przez zimę. Niby znam wodę coraz lepiej, mam większe doświadczenie w zawodach, a co roku wyniki coraz słabsze. Fart , niefart ? Zacznijmy od początku 😉

W tym roku, tak jak dwa lata temu, podniósł się lament, że są upały i ciepła woda zaszkodzi szczupakom, a że lobby szczupakowe ma się bardzo dobrze w UK, to wykluczono ten gatunek z klasyfikacji. Tak jakby okonie i sandacze nie miały tego problemu. Taka angielska hipokryzja, ale to już temat na inną dyskusję …
Ostatecznie przyszło nam złowić 5 okoni i 3 sandacze w ciągu dwóch dni. W sumie jak dla mnie spoko. Ze szczupakiem jest zawsze problem na tej wodzie (Grafham), więc mniejsza loteria. W okoniach się podszkoliłem, a sandacze łowię na zawołanie (tiaaaa…).

Plan był prosty i taki sam jak zawsze – łowimy w moment komplet sandaczy, a potem ganiamy inne gatunki. No i tu zaczęły się schody … Pierwszy raz na tych zawodach sandacz totalnie się wyłączył. Nikt ich nie łowił. Pełen ZONK. Obskoczyłem wszystkie swoje bankówki, a potem zacząłem szukać ich na pałę. Lipa totalna. Cały czas byłem na łączach ze znajomymi i nikt z kumpli nie miał nawet pstryka. Próbowaliśmy z opadu, na dropa, wertykalnie … Zedy zapadły się pod ziemię.

Plab B? Nie było planu B, ale trzeba było coś złowić, więc ruszyliśmy na okonie. To była dobra decyzja. Ja trafiłem jedynie śmierdzące tęczaki, ale kolega strzelił dwa garbusy: 46 i 48 cm. Grubo !

Największy okoń zawodów

Pod koniec znowu wróciliśmy do sandaczy, licząc że odpalą późnym popołudniem. Nie odpaliły…

Ostatecznie po pierwszym dniu wylądowaliśmy na 10 miejscu, ale wyniki były tak mizerne, że niewiele nam brakowało do 1 miejsca 🙂

Drugi dzień i nowe nadzieje. Plan ten sam – sandacze. Znowu ZONK. Jednak już wiem, że wygrana jest w zasięgu ręki, po prostu trzeba trafić dwa dobre zedy. Samymi okoniami może wbijemy się do Top 5, ale gramy va bank. Oczywiście, gdy namierzamy jakieś okonie to próbujemy je łowić i w ten sposób szybko wyciągam jednego małego garbika, który się liczy. Jednak cały czas liczymy, że sandokany będą miały swoje kilkanaście minut aktywności i chcemy być w odpowiednim miejscu. No i doczekaliśmy się koło południa 3 brań, dwie ryby wcieliśmy i … obie spadły. Czyżby to była nasza jedyna szansa? Niestety do końca dnia złowiliśmy jeszcze jednego okonia 30+ i zero sandaczy.

Wyniki były tragiczne. Tylko dwa pierwsze teamy miały sensowne sandacze i złowiły je właśnie w 15 minut aktywności z jednego punktu. 3 miejsce zajął team chłopaków z RPA, którzy mieli jedynie 5 dużych okoni.

Mimo wszystko uważam, że plan był dobry. Żeby wygrać trzeba było szukać aktywnych sandaczy i liczyć trochę na fart. Tym razem nie wyszło. Zajęliśmy ostatecznie 10 miejsce na 50 teamów, ale na pocieszenie okazało się, że mieliśmy największego okonia zawodów – 48 cm.
Tragedii nie było, a za rok będzie lepiej 😉