Tajwan 2015 – „yellowtail” z kutra

W życiu zwykle tak bywa że człowiek szykuje się na pierwsze marcowo-kwietniowe klenio-jazie a szef każe pakować manatki i lecieć na na Tajwan.
Na szczęście istnieje internet i wyszukiwarka google. Fraza „fishing in taipei“ zwróciła mi link do bloga pewnego amerykanina który od paru lat mieszka i pracuje na Tajwanie. Jest tak samo zabitym wędkarzem jak ja. Nawiązałem z nim kontakt i już przed wylotem z Polski miałem namiary na kilku przewodników, którzy organizują rejsy wędkarskie na morzu chińskim.

Wylądowałem na Tajwanie 24 marca i   wpadłem w wir pracy obdzwaniając wieczorami przewodników w celu umówienia wyprawy. Okazuje się że wypłynięcie nie jest  takie proste. Kilkakrotnie  przewodnik dzwonił nawet parę godzin przed wypłynięciem odwołując wszystko ponieważ jest sztorm. Moje nadzieje na przygodę z wędkarską przygodę na morzu chińskim topniały z próby na próbę. Ostatecznie przy czwartym lub piątym podejściu  koło jedenastej w nocy dzwoni moja komórka. Dostaję informację że na mailu mam kosztorys wyprawy, jak go akceptuje to  o pierwszej mam być na stacji metra skąd odbierze mnie mój przewodnik.

Udało się, będzie łowione!

Około trzeciej nad ranem jesteśmy w porcie Keelung. Przy kutrze, jest około piętnastu Azjatów głównie Tajwańczyków i ja jedyny Europejczyk. Zapakowanie się wszystkich na łajbę oraz dopełnienie formalności trwa około godziny. Po odbiciu od kei   mamy płynąć około czterech godzin na łowiska w pobliżu archipelagu niewielkich skalnych wysp. Drogę umila nam całkiem niezłe taiwańskie piwo pszeniczne i opowieści o rybach, dowiaduje się że ryby na Tajwanie łowi się głównie w morzu bo wody słodkie są albo wytrute albo przełowione przez dzierżawców, skądś to znamy?

Jeszcze przed świtem ładujemy się na łódź
Jeszcze przed świtem ładujemy się na łódź

Około szóstej rano rozlega się pierwszy dzwonek. Wychodzimy na pokład. Trochę buja.  Okazuje się że relingi na kutrze są na wysokość standardowego Azjaty, sięgają mi trochę powyżej kolan więc będę musiał łowić na siedząco żeby nie wypaść za burtę.  

Tajwan - zaczynamy łowić
Zaczynamy łowić, niestety kilku kolegów dostało choroby morskiej…

Staję na dziobie. Dostaję do reki swój zestaw złożony z jedno-składu długości 140cm cw. na oko 200gr, kołowrotka Okuma Salina z 200m grubej plecionki zakończonej metrowym przyponem z fluorocarbonu grubości 0.6mm. Na końcu zestawu wisi kółko z dowiązanymi dwoma  sporymi hakami. Na kółku gaid wiesza 100gr pilker.

Na morzu chińskim łowi się na krótkie jednoskłady
Na morzu chińskim łowi się na krótkie jedno-składy

Tłumaczy że będziemy łowić w dryfie wokół podwodnych skały. Każe mi puścić pilker na samo dno a potem bardzo energicznie podrywać i ściągać linkę z chwilowym przytrzymaniem na opad. Pilkery które stosują Tajwańczycy nie opadają prosto do dna lecą raczej zakosami szybując w toni w trakcie opadu. Prędkość ściągania jest natomiast, bardzo, bardzo duża. Technika łowienie polega na dwóch dużych około metrowych bardzo szybkich i energicznych pociągnięciach, chwili na opad i wybranie luzu. W czasie jednego dryfu udaje się wykonać około trzech rzutów i ściągnięć zestawu. Potem następuje przerwa na ponowne napłyniecie przez szypra na łowisko. Na jedną miejscówkę napływaliśmy średnio dwa do trzech razy.

Niezbyt ciężkie maksymalnie 100gr. pilkery to właściwie jedyne przynęty jakie widziałem w użyciu
Niezbyt ciężkie maksymalnie 100gr. pilkery to właściwie jedyne przynęty jakie były w użyciu

Po  około godzinie łowienia kolega stojący obok mnie wykrzykuje elektryzujące, 'HIT!’ co oznacza że ma rybę. Cała grupa szybko ściąga swoje zestawy żeby nie utrudniać holu. Po  walce trwającej dobre piętnaście minut na pokładzie ląduje pierwszy 'Yellow Tail’. Okaże się  potem że to druga co do wielkości  ryba na łodzi tego dnia. Ma 22kg i 1.2m długości.

Kolega Sam. Ten w czarno-czerwonej koszulce Shimano holuje pierwszą poważną rybę na łodzi.
Kolega Sam (czarno-czerwona koszulka Shimano) holuje pierwszą poważną rybę na łodzi
Sam i jego dwudziesto-dwu kilowy yellowtail.
Sam i jego dwudziesto-dwu kilowy yellowtail.

Około 9:00 kucharz woła nas do mesy na śniadanie. Gajd ostrzega że to jest śniadanie 'taiwaneese style’ więc żebym nie był zdziwiony. Okazuję się że jest to  tłusty bulion wołowym z okrawkami  mięsa i makaronem. Całkiem niezły.

Krzepiące śniadanie
Krzepiące śniadanie

Po posiłku wracamy do łowienia pada kilka mniejszych  ryb. W pewnym momencie i ja mogę krzyknąć 'Hit’ gdyż czuję ten miły pulsujący opór na wędce. Wyciągam nie dużą około 45cm rybę, niestety gajd nie jest mi wstanie powiedzieć jej angielskiej nazwy. W tym czasie takich rybek pada kilkanaście , biorą blisko powierzchni. Swoja drugą łapię w przeciągu następnych dziesięciu minut.

Mój pierwszy w życiu hol ryby z morza chińskiego
Mój pierwszy w życiu hol ryby z morza chińskiego
Złapałem dwie takie rybki, około 45cm.

Dłuższy czas nic się nie dziej. Pływamy z miejscówki na miejscówkę, takie przerwy w łowieniu mają czasem i 45min, ale dobrze że są gdyż kwietniowe azjatyckie słońce praży nie miłosiernie.

Dochodzi pierwsza i chłopak z teamu „Crazy Jigin Man” drze się 'HIT!’ zaczyna się trwający dobre 25min emocjonujący hol. Ryba przeciąga Kennyego od dziobu do rufy i z powrotem. Na dziobie za pasek od spodni asekuruje go kumpel. W końcu pomocnikowi szypra udaje się podebrac osenką imponujacego 'Kingfisha’. Ryba ma 28Kg i na oko 140cm, jest to największa ryba wyprawy.

Hol i koleżeńska "asekuracja"
Hol i koleżeńska „asekuracja”
Kenny i jego dwudziesto ośmio kilowy "Kingfish"
Kenny i jego dwudziesto ośmio kilowy „Kingfish”

Po obiedzie pogoda zaczyna się wyraźnie pogarszać i morze z minuty na minutę coraz bardziej buja.  Około 16 szyper postanawia wracać gdyż idzie burza. Gajd opowiadał mi że wiosną morze chińskie jest bardzo kapryśne i pogoda potrafi się zmienić w przeciągu kilku godzin, często jest też tak że szyper postanawia nie wypłynąć choć klienci stoją już na pokładzie. Po prostu kolejny komunikat pogodowy jest na tyle zły że nie warto ryzykować, na łowisko płynie się około pięciu godzin wraca podobnie więc szyper musi myśleć z dużym wyprzedzeniem

O 18 jesteśmy z powrotem w porcie. Oddaję swoje ryby gajdowi gdyż mu się nie poszczęściło, i wracam szczęśliwy do hotelu. Na szesnastu wędkarzy złowiliśmy dwadzieścia dwie ryby. Większość była mniejsza niż te dwie których hol opisałem dokładniej. Najwięcej ryb oscylowało w okolicach dziesięciu kilo. Gajd twierdzi że kwiecień to jeszcze trochę za wcześnie na 'fajne ryby’, morze jest jeszcze zimne. Najlepsze wyniki sa w okolicach czerwca i lipca.

Koszt takiej wyprawy to około 8000NT (czyli ~980PLN),  jeżeli ma się swój sprzęt cena spada do 3500NT (~450PLN) cena czarteru i gajda. Najwięcej kosztują przynęty bo około 300NT (~40PLN) za sztukę a rwie się na potęgę gdyż łowi się jak pisałem w pobliżu podwodnych skał i wraków. Największym problemem jest znalezienie mówiącego po angielsku gajda więc dla osób które wybierają się służbowo lub turystycznie na Tajwan zostawiam namiary na przewodnika z usług którego korzystałem:
Jignesis Derek Huang
Tel.: 0932216937
jignesis@gmail.com
https://www.facebook.com/jignesis.huang

Najlepiej do niego dzwonić jak się już jest na miejscu gdyż na mejla potrafi długo nie odpowiadać.

Avatar photo

About

Jestem Paweł dla znajomych Mario i łowie ryby od dziecka. To już nawet nie jest hobby to religia (jak ktoś nie rozumie proponuje poczytać Ota Pavela lub Hemingway-a) nadaje życiu pewien pożądany, porządkujący rytm, zimą łowi się trocie a latem sumy. Reszta jest milczeniem.

View all posts by

One thought on “Tajwan 2015 – „yellowtail” z kutra

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *