Nie ukrywam, że jest mi trochę wstyd. Mieszkam na Mazowszu, łowię ryby praktycznie od zawsze a dopiero kilka dni temu zaliczyłem swój pierwszy raz nad Wisłą.
Dość przypadkowo miałem wolny dzień i przy okazji odwiedzin znajomych trafiłem nad Wisłę w okolicach Garwolina. Wyjazd był całkowicie spontaniczny, bez większego przygotowania, poprzedzony jedynie krótkim wywiadem i pobieżnym przeglądnięciem mapy. Nie zależało mi też specjalnie na łowieniu, chciałem po prostu zobaczyć jak wygląda Królowa z bliska. Jako, że zdecydowaną większość czasu spędzam nad Narwią trudno mi uniknąć porównań z moją wodą.
Pierwszą przeszkodą okazało się już dotarcie do samej wody. O ile na mapach wszystko wyglądało dość prosto o tyle w terenie już tak kolorowo nie było. Mokradła , gęste zarośla i liczne strumyki szczelnie broniły dostępu do rzeki. Wydaje mi się, że moja Narew jest dużo bardziej dostępna. Nie to żebym narzekał bo lubię właśnie miejsca z trudnym dostępem ale była to dla mnie pewna nowość. Wreszcie po kilku nieudanych próbach udało się dotrzeć do koryta rzeki .
Kolejnym zaskoczeniem była klarowność wody. Nie wiem czy tak jest zawsze czy może trafiłem na jakiś szczególny okres ( choć opadów większych nie było ) ale przejrzystość wody była praktycznie zerowa. Gdybym miał określić jej barwę powiedziałbym, że płynęła mocno lurowata kawa z mlekiem 😉 . Na Narwi o tej porze roku widać dno nawet do metra głębokości.
Najważniejsze. Wisła to jednak gigantyczna masa wody. Nawet na takiej niżówce jaką mamy teraz rzeka robi wrażenie. Trudno mi sobie nawet wyobrazić jak Królowa musi wyglądać przy normalnym stanie, o wodzie podwyższonej nawet nie wspominając. Do tej pory oglądałem Wisłę tylko z warszawskich mostów i muszę przyznać, że stojąc nad jej brzegiem z kijem w ręku poczułem wielki respekt. Jestem przyzwyczajony do wody, którą przy dobrym wietrze można bez problemu przerzucić boleniowym wabikiem. Tutaj nawet blisko stumetrowe rzuty wydają się jakieś krótkie.
Podsumowując jest pod wielkim wrażeniem. Bardzo mi się podobało, mimo że widziałem tylko jej niewielki fragment. Z tego co czytam i słyszę od znajomych z rybą na Wiśle jest ciężko. My też efektów żadnych nie mieliśmy choć i te kilkadziesiąt rzutów trudno nazwać łowieniem, dlatego też o rybności się wypowiadać oczywiście nie mogę. Z pewnością nad Wisłę wrócę (pewnie jeszcze w tym sezonie) ale o efekty będzie ciężko. Jak dla mnie to na razie zbyt duża woda i mnóstwo czasu będzie potrzeba aby załapać o co w takim łowieniu chodzi.
Spóźniłeś się o kilka lat, teraz pozostały jedynie widoki i … sumy 🙂