Ostatnio mało czasu spędzam nad wodą. Ciągłe nagłe zmiany pogody nieustannie mieszały wodę w moim regionie, przez co o wypadach za pstrągiem i kleniem mogłem zapomnieć. Na dodatek z dnia na dzień „wyskoczył” wypad na cały tydzień do pracy w hotelu w Borach Tucholskich. Niedzielę mieliśmy mieć jednak wolną, więc zabrałem ze sobą małe co nie co z wędkarskiego oporządzenia 🙂
Bory Tucholskie. Przepiękna kraina ogromnych lasów, poprzecinanych mnóstwem strumyków, mniejszych i większych rzek, jeziorami i wszelkimi innymi wodnymi akwenami. Raj dla kogoś, kto uwielbia kontakt z naprawdę dziką naturą. Podczas podróży na miejsce głowa obracała się co chwila to w jedną, to w drugą stronę, a z ust padały okrzyki zachwytu nad rozpalającymi wyobraźnię widokami.
Po pracowitych piątku i sobocie wreszcie przyszedł czas na wypoczynek, połączony z wędkowaniem. Krążąc po leśnych duktach natrafiliśmy w końcu na most nad pewną rzeką. Od razu zaskoczyła nas czystą jak kryształ wodą i.. stadem kilku pięknych kleni stojących w spowolnieniu obok głównego nurtu. Nie potrafiłem przyglądać się temu bezczynnie zatem szybko wróciłem do auta i zmontowałem zestaw. Pierwszy rzut, piankowy żuk upada na wodę i od razu podnoszą się trzy piękne kleniska! Niestety, w momencie gdy już otwierały paszczę rezygnowały z „pożarcia” muchy. Sytuacja powtarzała się wielokrotnie. Ja nie rezygnowałem i wciąż podawałem kolejne wzory. W końcu do konikopodobnego piankowca podnosi się fajny kleń i z impetem zasysa przynętę. Nie był to nawet jeden z większych kleni które pływały w tym stadku, jednakże dał mi mnóstwo radości po długim poście od wędkowania.
Ochłonąłem nieco, założyłem kamizelkę i trochę lżejsze ciuchy do brodzenia i pognałem wyżej. Charakter rzeki był typowo górski; zachwycały mnie piękne bystrza, żwirowate dno usłane potężnymi głazami. Gdzieniegdzie woda spowalniała i w takich właśnie miejscach szybko można było dostrzec sylwetki krążących sobie beztrosko kleni.
Woda była tak czysta, że miejsca w których typowałem głębokość mniej więcej do pasa okazywały się sięgać dobrze pod pachy. Wielokrotnie musiałem wychodzić na brzeg i przedzierać się przez nieprzebrane gąszcze. W ten sposób natrafiłem na kolejne spowolnienie nurtu, w którym na dnie leżały zwalone, ogromne drzewa. A pod powierzchnią żerowało sobie niezłe stadko kleni 🙂 Kilkanaście sztuk, pośród których dostrzegłem ryby na około 50 cm. Pośpiesznie posłałem muchę tuż nad ich pyski. Gdy tylko upadła z pluskiem na wodę wystartowało kilku zainteresowanych, lecz pierwszy dopadł jej.. około 30 taczek. Na szczęście spiął się zaraz po zacięciu. Miałem nadzieję że pozostałe klenie nie spanikują i ponownie podejmą atak, jednakże srogo się przeliczyłem. Pół godziny rzeźbienia i przerzucania wszystkiego co było w pudełku nie przynosiło rezultatu.
Nagle dostrzegłem kilka sztuk które musiały wcześniej odłączyć się od stada i ustawiły się pod przeciwległym brzegiem. Czym prędzej posłałem dużego piankowca w ich stronę. Gdy tylko opadł na powierzchnię natychmiastowo przyciągnął uwagę pięknego klenia, który pognał do niego i za chwilę zrezygnował z ataku. W tym czasie prąd rzeki zaczął napinać linkę i gdy mucha zaczęła spływać, kleń z powrotem przystąpił do ataku i ponownie zawrócił. Pomyślałem, że już „po ptokach”, lecz gdy tylko przynęta zaczęła smużyć po powierzchni napędzana nurtem rzeki, ryba wystartowała do niej po raz trzeci i tym razem bez skrupułów ją zeżarła. Obserwowałem całą sytuację z gęsią skórką, podziwiając jakże widowiskowe branie.
Kleń był większy od poprzedniego, stąd też walka trwała nieco dłużej. Po kilku udaremnionych próbach ucieczki w korzenie ryba się poddała i wylądowała w podbieraku. Takie gabaryty lubię 🙂
Pozostało jeszcze trochę czasu więc dalej szedłem w górę rzeki. Dostrzegłem dwa klenie żerujące tuż obok podwodnej łąki, jednakże podszedłem do nich zbyt blisko i mając świadomość mojej obecności ignorowały wszystko, czym chciałem je skusić. W końcu odpuściłem i poszedłem jeszcze wyżej. Po chwili wpadł mi pomysł, by zajść je idąc w dół rzeki i tak jak stało się w poprzednim przypadku, podać piankowca smużącego pod prąd rzeki. Już w pierwszym rzucie tą samą muchę, którą wcześniej ot tak po prostu ignorowały, pożera jeden z namierzonych kleni, wprawiając mnie w jakże miłe zaskoczenie.
Nadszedł czas wracać na kwaterę, odpocząć przed trudami nadchodzącego ciężkiego tygodnia pracy. Ponowna okazja żeby zajrzeć nad tą rzekę już się nie nadarzyła, czego bardzo żałuję. Mam jednak pewność, że jeszcze nie raz skorzystam z jej gościnności.
Świetny klimat i bardzo ładne ryby! Gratulacje! 🙂
Super rzeczka 🙂 Ryby naprawdę imponujących rozmiarów. Kajaków nie było ??
Owszem były, w zasadzie to łowiliśmy między kajakami 😀 ale kleniom to nie przeszkadzało 😛
Fajne klenie,fajna rzeczka. Lubię ją,jestem na niej często.
to mój filmik z tych okolic:
https://www.youtube.com/watch?v=TFSj_-MMbB0
ta rzeka to wda?