Prognoza pogody na weekend zwiastowała piękne, słoneczne i ciepłe dni. Wiedziałem, że będą to dni, które spędzę z dziećmi nad Wisłą. Wakacje to czas kiedy staram się każdy weekend spędzać z córkami pod namiotem nad ukochaną rzeką. To czas dla dzieci ale również możliwość poobserwowania wody i poznanie nocnych miejsc. Dla dzieci natomiast jest to możliwość poobcowania z przyrodą, nauka zasad survivalu oraz udoskonalenie technik łowienia tyczką. Jest to czas budowania mocniejszych więzi, zaufania oraz naszych wspólnych relacji.
Choć jest to czas, który zawsze w pełni staram się poświęcić dzieciom to podczas każdej z wypraw mam tę chwilę dla siebie by porzucać za boleniem. Moje wakacyjne miejsca są przede wszystkim płytkie, z wolnym nurtem i dużą ilością piasku, takie by dzieci mogły się pobawić. Takich miejsc na naszej Wiśle jest bardzo dużo i z każdym rokiem z powodu niżówek coraz więcej. Choć są to miejsca gdzie za dnia trudno o rybę, to w nocy lub nad rankiem, kiedy słońce wstaje zza horyzontu, potrafi ugryźć przynętę ładny boleń. Za dnia na płyciznach gromadzi się dużo drobnicy i tam pozostaje na noc, gdyż czuje się tam bezpiecznie. Dlatego też kiedy dzieci po nocnych opowieściach idą spać, mogę oddać się pasji.
Tu wszystko zależy od sytuacji w wodzie. Jeśli podczas biwakowania przy ognisku słychać było ataki ryb to staram się w miarę szybko oddać spinningowaniu. Jeśli była cisza to wykonuję kilkanaście kontrolnych rzutów i jeśli nic się dzieje idę spać, by wstać tuż przed świtem. Ryby na płyciznach są bardzo ostrożne. Dlatego też każdy rzut musi być przemyślany. Tu liczy się jakość a nie ilość rzutów. Cisza i precyzja jest kluczem do sukcesu. Choć wybieram płytkie miejsca to i na nich występują kamienie, mini rynny, kanty i linie nurtu. Nawet jeśli nie jest to główny nurt czy głęboka rynna to można wstępnie określić którędy drapieżnik wchodzi na płyciznę. Wystarczy wówczas określić jego trasę i starać się obłowić potencjalne stanowisko przybywania ryb lub trasy ich poruszania się.
W płytkich wodach używam małych przynęt. Choć 99% moich przynęt to duże woblery, to na takie okazje mam swoje typy. Są to woblery Piotra Dziadury czy Pawła Nowaka. W zależności od odległości i miejsca, które chcę spenetrować używam różnych z nich.
Dla miejsc o szybszym przypływie używam woblerów Piotra Dziadury o delikatnej, migotliwej akcji. W wodzie niemal stojącej lepiej sprawują się bezsterowce Pawła Nowaka, które mają niewyczuwalną na kiju pracę skacząc jedynie na boki. Taka praca mniej płoszy drobnicę na płyciznach, gdyż nie wytwarza wibracji. Prowadzenie również musi być dostosowane do miejsca, a więc spokojniejsze bez przyspieszeń. Wolne prowadzenie należy kontrolować uniesieniem szczytówki tak by przynęta nie podnosiła piasku z dna lub nie zbierała śmieci. Zresztą, dobre i właściwe prowadzenie, ryby szybko zweryfikują.
Często jedna godzina wystarcza by skusić do brania rybę. Czasem jedno branie zamyka nam możliwość dalszego wędkowania. Nawet nieduży boleń potrafi dość mocno przepłoszyć całą drobnicę na płytkiej wodzie. Wówczas należy zmienić łowisko lub odczekać dłuższą chwilę do czasu aż drobnica powróci na swoje miejsca. Dla mnie jednak łowienie kończy się z chwilą podniesienia się słońca czy też pobudki dzieci. Ale i ta odrobina czasu z wędką wystarczy by naładować wędkarskie baterie i obdarować dzieci szczęściem.