Uffff ciężko ostatnio znaleźć czas na ryby nie mówiąc już o pisaniu 🙁 Nie wypada jednak pozostawić bez kontynuacji relacji z Laponii. Jak wspomniałem kolejne dni były wspaniałą przygodą. A ponieważ był to mój pierwszy wyjazd na ryby za granice na pewno długo zostanie w mojej pamięci.
Prognozy były fatalne. Po bardzo ciepłych 2 tygodniach kiedy temperatury sięgały 26 stopni, od północy zbliżał się front zwiastujący gwałtowne ochłodzenie. Nasz gospodarz zapytany co sadzi o pogodzie odpowiedział krótko. „Jutro będzie dobry dzień, prognoza na kolejne jest tak zła, że żaden Fin nie wypłynie nawet na jezioro bo jest to kompletna strata czasu.” I miał rację, nikt oprócz nas nie pływał, ale w kwestii straty czasu nie mogę się z nim zgodzić 🙂
Drugiego dnia łowienia szybko ustaliliśmy jakie stanowiska zajmują szczupaki i nałowiliśmy się do bólu. Przez cały dzień na pokład łodzi trafiło ponad 120 esoxów powyżej 60 cm. Łowiliśmy raptem 8 godzin więc wynik jak dla mnie rewelacyjny. Pogoda była wymarzona – ciepło słonecznie z umiarkowanym wiaterkiem. Ryby stały na bardzo płytkiej wodzie w pobliżu trzcin lub w samych trzcinowiskach.
Kolejne dni pokazały nam jak surowy potrafi być klimat w Skandynawii nawet w czerwcu 🙂 Temperatura spadła poniżej 10 stopni w ciągu dnia w nocy zbliżając się do granicy zera. Wiatr przybrał na sile i w zestawieniu z deszczem skutecznie zniechęcał do długiego pływania. Mimo to nie poddawaliśmy się. W końcu nie po to przejechaliśmy tyle kilometrów żeby siedzieć w domku przy kominku 🙂
Łowiliśmy sporo ryb ale nie były to już wyniki tak dobre ilościowo jak 2 dnia wyprawy. Jednak wielkość ryb była zdecydowanie na lepszym poziomie. Padło sporo ryb powyżej 75 cm kilka 80+ i 3 ryby powyżej 90 cm.
Na zakończenie pogoda postanowiła spłatać nam figla i w nocy z 16 na 17 czerwca spadł śnieg 🙂
To by było na tyle jeśli chodzi o szczupaki. Laponia pokazała jak wspaniałe może być sportowe poławianie tej ryby. Były jeszcze jazie, płocie i krótki epizod na wodzie górskiej o których opowiem trochę w kolejnej części relacji.
I pomyśleć, że na Mazurach można by spokojnie osiągać wyniki porównywalnie dobre jak nie lepsze. W końcu ryby w naszych jeziorach mają zdecydowanie bardziej sprzyjające warunki do rozwoju. A wody mamy całą masę – tylko gospodarz do dupy lub nie ma go wcale.
Wiadomo, kto zdoił największą mamuśkę wyjazdu 😀 Pięknie wybarwiona ryba!
A odnośnie „analności” naszego gospodarza i wód…wnioski widzę mamy tożsame 😉
120 szczupaków w 8 godzin … nuda. Całkowita dewaluacja łowienia tych ryb do poziomu płotek na bacika.
Czyż nie lepiej wybrać się na mazury i ścigać nieuchwytne 50’aki? Jakaż euforia następuje, jak w końcu udaje się dorwać tego wymiarowego … „matuzalema” 🙂