Piękna dzika przyroda, krystalicznie czyste wody i zdumiewające ilości złowionych szczupaków to nie jedyne rzeczy którymi zaskoczyła nas Laponia. Podczas pobytu na jeziorach częstym przyłowem a później również rybą łowioną z determinacją były niezwykle urodziwe i waleczne jazie. Udało się złowić również trochę okoni ale ich rozmiary nie były imponujące. Dwa dni spędziliśmy na przepięknej rzece górskiej obfitującej w lipienie i całe stada niewielkich pstrągów potokowych.
Wracając do jeziorowych podbojów. Pogoda nie pozwoliła nam w ciągu całego wyjazdu ani razu udać się na najlepsze okoniowe łowiska. Akwen na którym się one znajdywały swoim kształtem przypominał kwadrat a olbrzymie nieosłonięte przestrzenie sprawiały, że wiatr rozpędzał się tam bez najmniejszego wysiłku do prędkości skutecznie zniechęcającej do odwiedzin 🙂 Na szczupakowej wodzie z licznymi zatokami i wąskimi przesmykami ciężko było nam znaleźć miejsca w których wiatrzysko nie urywało głowy, więc grube okonie postanowiliśmy zostawić w spokoju.
Zrekompensowały nam to jednak przepięknie ubarwione i niesamowicie waleczne jazie. Pierwszą rybę złowiłem przypadkiem. Branie nastąpiło w pobliżu skalnej wyspy na niezbyt głębokiej wodzie na 7 cm kopyto z niemałym hakiem. W pierwszej chwili byłem przekonany, że mam na kiju pięknego garbusa. Ryba walczyła bardzo agresywnie mocno potrząsając głową co jakiś czas wysnuwając plecionkę z kołowrotka. Poluzowałem nieco hamulec nie chcąc rozerwać delikatnego okoniowego pyska. Jakież było nasze zdumienie, kiedy do burty podciągnąłem ponad 40 cm złotego jazia 🙂 Kolejne ryby padły podczas czesania stoków przy trzcinowiskach. Niezacięte brania i ściągnięte z haków duże kopyta wskazywały na to, że w łowisku pojawiły się okonie. Nic bardziej mylnego. Po zmianie przynęty na mniejszą okazało się, że to drapieżne jaśki 🙂 Specjalistą w połowie tej ryby okazał się Robert który przewalił kilka naprawdę zacnych ryb.
Jak się później okazało jazie tak bardzo mnie wciągnęły, że nie pozowałem do zdjęcia z największymi złowionymi rybami 🙁
Najskuteczniejszy przynętami okazały się oczywiście obrotówki w rozmiarze 2, gnomy zerówki, ręcznie robione wahadłówki podobnej wielkości oraz małe 5 cm kopyta w ubarwieniu płotki. Rybom kompletnie nie przeszkadzały grube 25 kg stalowe przypony z wielkimi agrafkami ani duże przynęty nie mieszczące się w całości do paszczy. Mój ojciec największą rybkę tego gatunku złowił na 7 cm kopyto w tandemie z obrotówką 😛
Małe jaziory również były bardzo odważne i żarłoczne
Jak wspomniałem okonie nie powalały wielkością ale były bardzo ładnie ubarwione. Kilka rybek powyżej 30 cm udało się wydłubać jako przyłów w poszukiwaniu szczupaków.
Na sam koniec licząc na poprawę pogody zostawiliśmy sobie rzekę a właściwie fińskie koski. pogoda jednak się nie poprawiła a właściwie mocno się ochłodziło. Zazwyczaj w czerwcu pojawiają się tam wypasione pstrągi jeziorowe przypływające z ziemi rosyjskiej na tarło. Niestety zimna wiosna i niski stan wody spowodowały, że ryby nie pojawiły się w rzece. W sklepie wędkarskim powiedziano nam, że na granicy z Rosją podczas odłowów kontrolnych złapano zaledwie kilka ryb a ciąg tarłowy znacznie się opóźnia. Na szczęście w rzece były lipienie które zgodnie z obietnicami miały osiągać naprawdę imponujące rozmiary.
Nadeszła chwila na która długo czekałem, wreszcie mogłem zrobić pożytek z ukochanego sprzętu muchowego. Trafiliśmy na rójkę sieczki ale za cholerę nie byłem w stanie dobrać odpowiedniej muchy. Ryby bardzo intensywnie zbierały jęteczkę a ja przerzuciłem wszystko co miałem w pudełku. Nie udało mi się dobrać odpowiedniej imitacji owada lub prezentacja nie była wystarczająco dobra i naturalna. Finał suszenia – nie miałem nawet pół brania 🙂 Doświadczenie w łowieniu lipieni na suchara mam właściwie zerowe,dlatego też postanowiłem przerzucić się na nimfę. Złowiłem kilka niewielkich ryb ale żadna z nich nie zbliżyła się nawet do rozmiaru 40 cm.
Generalnie główną przyczyną niepowodzeń było to, że nie mogłem się odnaleźć w tak rwącej i w sumie stosunkowo głębokiej wodzie. Dopiero koniec dnia miejsce w którym nie spodziewał bym się ryb przyniosło moje jak do tej pory dwa największe lipienie w życiu z czego jeden przekroczył magiczne 50 cm 🙂 Bojąc się kąpieli nie odważyłem się wejść w to miejsce z aparatem więc fotek z rybami nie mam a powrót ze zdobyczą na brzeg wcale mi się nie uśmiechał – podejście na długość rzutu do stanowiska ryb zajęło mi 15 minut a każdy fałszywy krok groził katastrofą. Najważniejsze obrazy pozostały jednak w pamięci 🙂
Chłopaki na spina również połowili a lipasy nie bały się nawet 5 cm Invaderów Dorado. Padło dużo sieczki pstrągowej, kilka szczupaków w spokojniejszych miejscach i jedno potężne branie na obrotówkę w samym środku potwornej kipieli za dużym głazem które mało nie doprowadziło do zawału mojego ojca. Czyżby słynny rosyjski lorbas – kto wie może…..?
Podsumowując ….. wyjazd do Laponii bardzo udany. Towarzystwo wyborne. Muszę tylko robić więcej zdjęć, bo to wspaniała pamiątka 🙂