Wczoraj postawiłem odwiedzić jedną z rzczek na której stawiałem swoje pierwsze kroki w poszukiwaniu kleni i jazi. Nie bez powodu wybór padł na Bzurę.
Odezwałem się do znajomego z którym kiedyś sporo czasu wędkowałem na Wiśle. Oczywiście umówiliśmy się na ryby – na piwo szkoda czasu 🙂 Początkowo po głowie chodziła nam królowa ale w rozmowie wynikło, że Michał będzie w sobotę w Błoniu u „teściów” tak więc nie było już żadnych wątpliwości gdzie wylądujemy.
Ok 13 zameldowałem się nieopodal Bonia zgarnąłem Michała i pojechaliśmy nad wodę po drodze wstępując do sklepu wędkarskiego w Sochaczewie gdzie kupiliśmy zezwolenia. Sochaczew wycofał się bowiem w tym roku z porozumienia z okręgiem mazowieckim.
Rzeka niemal się nie zmieniła od czasu kiedy po raz ostatni stałem na jej brzegu. Spojrzałem w dół – leniwie płynąca woda przyspiesza przelewając się przez piaszczysta przykosę na kancie której buszuje niewielki boleń. Poniżej nurt się rozleniwia tworząc wspaniałą jaziową prostkę której brzegi porośnięte są zwisającymi trawami. Dno poniżej przykosy jest żwirowe a gdzieniegdzie leżą olbrzymie głazy. Z każdym krokiem woda staje się coraz płytsza a koryto zwęża dzięki czemu woda przyspiesza rozbijając się po chwili o piękna szeroką kamienną rafę. Przelew ciągnie się przez dobre 40 metrów kryjąc tu i udzie większe głazy za którymi tworzą się dość głębokie dołki i rynny. Woda jest bardzo dobrze dotleniona – stworzona dla wprost dla kleni.
Łowiliśmy od 14 do 22 30 zmieniając co jakiś czas odcinek na nowy a każdy kolejny był nie mniej ciekawy.
Niestety ryby nie były aktywne. Ignorowały wszystkie przynęty spiningowe. Wyjątek stanowiły wszędobylskie, agresywne okonki. W jednej z rynien zaobserwowałem stadko kleni które co jakiś czas pobierały drobne owady spływające z nurtem. Postanowiłem na nowym odcinku spróbować szczęścia z muchówką. Na mokrego Red taga udało się złowić kilka ryb z których niestety większość stanowiły ukleje.
Na sam koniec odwiedziliśmy miejsce gdzie koryto bardzo mocno się zwęża a nurt wbija się w brzeg wymywając w gliniastej burcie bardzo głęboką rynnę. 10 metrów poniżej cała woda z burty skierowana na stado dużych głazów wlewa się miedzy nie tworząc bardzo szybką, stosunkowo głęboką, usłaną kamieniami rynnę . Już 5 minut łowienia i piękny głośny spław połączony z charakterystycznym furkotem pozwala nam stwierdzić, że miejsce zamieszkiwane jest przez brzany. Niestety rybki nie są zainteresowane woblerami które im prezentujemy.
Poniżej trafiamy jeszcze jeden przelew z leniwym napływem który obławiamy już do zmroku. I wreszcie honor kleni z Bzury ratuje taki oto maluch 🙂
Nie każdy wypad kończy się wędkarskim sukcesem. Właściwie od 2 lat większość kończy się raczej porażkami. Ale sama obecność nad znajomą wodą z dobrym kumplem, wspomnienia dawnych lat i wspólnych wypadów spawają, że wypad uznaję za bardzo udany 🙂
Bzura jeszcze kilka lat temu była tajnym eldorado. Wszystko dlatego, że przez wiele lat mało kto tam łowił, a już tym bardziej zabierał ryby. Uchodziła za jeden wielki ściek. Ryby się jednak miały dobrze.
Jak woda się oczyściła i pojawili się liczni wędkarze, eldorado … się skończyło.
czyli nasza rzeczywistość nastała…
Straszne jest, ile wód zostało zniszczonych przez wędkarzy, mimo ich ekologicznego odrodzenia. Miejsca, które aż „pachną” rybą okazują się być studnią…Szkoda, bo widać, że rzeczka ma swój klimat i potencjał.
Ja na eldorado się nie załapałem. Zaczynałem łowić na poważnie w roku 2010. Nadal trafia się tam duże ryby ale nie są to już takie ilości jak kilka lat temu. Znajomy łowił sporo ryb na wiosnę. Zastanawiam się na ile są to faktycznie ryby z Bzury a na ile wiosenna migracja z Wisły? Rybostan pogarsza się z roku na rok a woda potencjał ma olbrzymi. Jak napisałeś Kamil takich rzek jest niestety coraz więcej u Nas w kraju 🙁
Daleko nie migrują.