My own way to…

„ My own way to …”.

 

Kilka dni temu mój serdeczny kolega poprosił mnie o napisanie artykułu dotyczącego połowu boleni na jego woblery. Zgodziłem się i tak szybko jak ogarnęła mnie euforia i chęć napisania tego  tekstu przyszły równocześnie wątpliwości. Co tak naprawdę napisać, kiedy tyle już napisano i to przez wybitnych boleniarzy.  Z moim kilkuletnim doświadczeniem  wydawało mi się, że więcej tajemnic skrywa przede mną ten gatunek niż mogę coś więcej o nim powiedzieć.

Boleń, rapa, Aspius  aspius. Ryba którą można kochać, a zarazem nienawidzić. Kochać za jej piękno, przebiegłość, atomowy atak, mądrość, nietuzinkowość… . Nienawidzić za to jak brutalnie może lekceważyć wszelkie wabiki, za jej ataki powodujące, iż ukleje lądują pod nogami a krople wody lądują na ubraniu, oraz że czasami nic nie robi sobie z naszej obecności.

Po kilku latach pływania za szczupakami, sandaczami  przyszedł czas na bolenia. Nie było to fatalne zauroczenie lecz miłość od pierwszego wejrzenia, a raczej uderzenia.

Świt zwiastował wspaniały dzień. Bezchmurne niebo, lekki wschodni wiaterek, cisza którą przeszywał śpiew ptaków i szum wody przelewający się przez rafę. Łyk ciepłej kawy przed wędkowaniem zakłócił wir na napływie i wyskok kilku uklejek nad wodę. Szybko dopiłem kawę, zapiąłem gumę na końcu zestawu  i rzut, po którym przynęta ląduje powyżej rafy.  Sprowadzam ją z nurtem w miejsce ataku. Kiedy guma wchodzi na napływ potężne uderzenie i odjazd mało nie wyrywa mi kija z ręki. Początkowy szok a następnie kilku minutowa walka i lądowanie ryby uświadamia mnie, że tym razem to nie sandacz lecz boleń skusił się na gumę. Radość. Ogarnęła mnie ogromna radość. Największa moja „torpeda” mierzyła 74 cm i właśnie wracała do wody.

IMG_0231

                                                                                    Obowiązkowe C&R .

                                                                                                                    Może się jeszcze spotkamy…

Długo po powrocie rozmyślałem o rapie i jej potężnym braniu. Decyzja była jedna. Od tego momentu poświęcę się tylko tej rybie. Długie poszukiwania i wertowani internetowych stron nakierowały mnie na podstawowe woblery, a wśród nich wobler od Tomy’ego.  6cm  Raptor był pierwszym woblerem spod ręki Tomka, który podczas boleniowych wyjazdów szybko utwierdził mnie w przekonaniu, że wybór był słuszny.

1a

                                                                                                           Mój pierwszy Tomkowy wobler .

Dopadła mnie „bolenioza”, nieuleczalna obsesja. Zmieniłem sprzęt: kij, kołowrotek, żyłki, plecionki, przynęty. W głowie miałem plan, który zamierzałem skrzętnie zrealizować. Wspaniały kontakt z Tomkiem spowodował, że nabyłem kilka dodatkowych modeli: Raptorów, sieczki a następnie Leviatanów  i  ZZ Rapów oraz  za jego namową dołączyłem do grona forumowiczów „jerkbait”. Tam poczułem się jak w raju. Wspaniali ludzie, mnóstwo nowych informacji, wątek boleniowy. Już wiedziałem, że jestem we właściwym miejscu. Majowe miejsca: ostrogi, rafy,  prostki ze zwaliskami, filary mostów i wszelkie przybrzeżne rynny. Pływałem wszędzie tam gdzie gromadziła się drobnica i biły rapy. Bolenie gryzły wspaniale i to przez cały dzień.

IMG_0209

                                                                                                                                 W samo południe.

Nadszedł jednak czas upałów i  wraz z osiągnięciem 30 kresek na plusie  bolenie rozeszły się po Wiśle i ślad po nich zaginął. Wówczas zrozumiałem, że dużo jeszcze muszę się nauczyć. Z pomocą przyszedł mi Patryk (Patu) , który podzielił się ze mną swoim doświadczeniem. Wytłumaczył mi zachowanie boleni w różnych porach roku, doby, ocenił miejscówki i sposoby prezentacji przynęty, sposoby jej  prowadzenia. Dni spędzone na wodzie, spływane miejscówki oraz weryfikacja zdobytej wiedzy powoli kształtowały mój obraz tego gatunku. Udawało mi się znowu je łowić w warkoczach, basenach, na napływach raf lub ostóg. Po napłynięciu na miejscówkę zawsze starałem się odczekać kilka, kilkanaście minut by poobserwować wodę. Gdy zauważałem atak bolenia natychmiast posyłałem Raptora by przecinał tor po którym poruszał się boleń.  Raptor – wobler w wielu wersjach kolorystycznych, rozmiarach, o drobnej pracy i niezłych właściwościach lotnych był przynętą którą bardzo polubiłem. W przypadku obławiania ostróg najlepiej sprawdzał się Raptor 7, prowadzony  z prądem lub pod prąd, w ten sposób by wobler od strony nurtowej przecinał przelew (szczyt ostrogi) i przechodził pod warkocz lub na napływ.

B40AASS                                                                                                                                                                                                                                 …   z  warkocza.

 Napływ, przelew i początek warkocza jest strefą najczęstrzych brań. W tej strefie  możemy spodziewać się boleni nawet jeśli nie pokazują się na powierzchni.  Na moich miejscówkach bardzo ważne jest by znaleźć głębokie ostrogi bez dużej ilości piasku. Najlepszą ostrogą będzie taka , kiedy nurt uderza w ostrogę pod pewnym kątem powodując rozbicie, rozdzielenie się warkocza a tym  samym powstanie prądów wstecznych.  Z jednej strony woda zaczyna płynąć w dół do następnej ostrogi, z drugiej zaś rozdziela się i wraca pod wyżej usytuowaną ostrogę. W okolicach rozdzielenia się warkocza i prądu wstecznego powstaje miniprzykosa, ploso z wypłyceniem. Często na jej krawędziach od strony warkocza mogą znajdować się miejsca koncentracji rap. Jeśli znajduje się tam duże wypłycenie to warto przeciąć je pod różnym kątem płytko schodzącym woblerem np. Raptor 7 lub posłać tam ZZRapa. Raptorem będzie można sprawdzić czy bolenie są aktywne prowadząc go szybkim tempem tuż pod powierzchnią. ZZRapem natomiast punktowo pracując w opadzie. Wobler ten wspaniale lusterkuje w opadzie lub podczas bardzo wolnego prowadzenia, dlatego można go prowadzić na dowolnej głębokości . Moim zdaniem zaletą tego woblera jest  to , iż w przypadku nawet słabego żerowania boleni, kiedy to niechętnie startują do szybko prowadzonych woblerów, anemiczne prowadzenie połączone z długim opadem kusi rapy do ataku.  W  wyżej opisanym miejscu również Leviatan będzie dobrym wyborem szczególnie jeśli miniprzykosa będzie miała mocno zarysowany kant lub w przypadku kiedy głębokość na wypłyceniu przekroczy 2 metry głębokości.

 B12LdAA

                                                                                   Tym razem zamiast uklejeczki na śniadanie – Leviatan.

 Wspominając łowienie na ZZRapy lub Leviatany należy tu wspomnieć o rafach tych usytuowanych bliżej brzegu (przy wyższych stanach wody) jak i śródrzecznych (przy niżówkach) . Ten typ łowiska ma dla mnie szczególne znaczenie, gdyż najwięcej swoich boleni  złowiłem właśnie na rafach. Podobnie jak w przypadku ostróg, takie elementy rafy jak: napływ , warkocz, zapływ oraz wszelkiego rodzaju głębokie wlewy będą strefami  najczęstrzych brań. Bez względu na to którą z wyżej wymienionych stref będziemy obławiać, dla mnie najlepszą przynętą jest właśnie ZZRap i Leviatan. Skuteczność tych przynęt wynika z możliwości wolnego prowadzenia jak również z wszelkiego rodzaju przytrzymywania podczas którego wobler będzie lusterkował w opadzie. Na rafy bolenie często wpływają od strony nurtowej lub przechodzą przez głęboki przelew atakując ukleje na napływie. Właśnie wtedy wstawienie ZZRapa na napływ może być  jedyną możliwością do przechytrzenia boleni. Opisane przeze mnie przynęty typu ZZRap i Leviatan są przynętami całorocznymi, do pracy w głębszych partiach wody,  podczas gdy Raptor będzie przynętą skuteczną, w dni kiedy boleń będzie wychodził do powierzchni.

2

                                                                                                                             Z przybrzeżnej rafki.

 Kolejną miejscówką, którą chciałbym opisać będą filary mostów. Jakkolwiek są to miejsca które potrafią darzyć pięknymi boleniami to ich charakterystyka jest trudna do przedstawienia. Filary mogą być świeżo postawione, które obmywa mocny nurt. Mogą być stare u podstawy których zdążyły utworzyć się wyspy. Zarówno przy jednych jak i drugich trafiałem bolenie.  Często miałem wrażenie,  że te miejsca będące na ich trasach patrolowania danych odcinków rzeki, są jedynie odwiedzane przez bolenie w różnych porach dnia. Kiedy jednego dnia łowiłem kilka boleni innego dnia po boleniach nie było śladu. Mając jednak mosty w swojej okolicy warto co jakiś czas zaglądać w ich okolice. Tu główną zasadą będzie obławianie napływu filara gdzie nurt rozdziela się na dwie strony powodując powstanie strefy ciszy, w której gromadzą się ryby różnych gatunków a które są atakowane przez bolenie. Z przynęt sprawdzą się Raptory pracujące pod powierzchnią i dobrze trzymające się nurtu. Obławianie tej strefy powinno odbywać się pod pewnym kątem by przynęta w zwarach i odbiciach nurtu nie szła idealnie po prostej lecz przemieszczała się , skakała na boki jak rybka która nie radzi sobie z nurtem. Po obłowieniu napływu dobrze jest obłowić strefę za filarem gdzie spotykają się warkocze , tworzą się wiry, lub w przypadku starych filarów  miejsce gdzie tworzą się wyspy lub łachy. Miejsce za filarem gdzie utworzyło się wypłycenie będzie miało uskok dna od strony silniejszego nurtu. Tam będzie przebiegała linia zwarów którą będą patrolować bolenie. Najlepiej wtedy  rzucać woblerem na płytką wodę i sprowadzać jego przez kant na stronę nurtową. Jeśli spodziewamy się boleni w łowisku, ale nie widać oznak ich żerowania, to można spróbować wolniejszego i głębszego prowadzenia  z elementami opadu z wykorzystaniem np.  ZZRapa lub Leviatana.

B30

                                                                                                                Filarowy młokos.

Boleń jest rybą wyjątkową, przebiegłą i niezwykle trudną do złowienia. Przez kilka lat doświadczyłem potęgi ich przebiegłości jako drapieżnika. Zebrałem dużo doświadczeń i udało mi się złowić wiele boleni. Powyżej przedstawiłem podstawowe miejsca, w których ich poszukuję oraz sposoby łowienia ich na woblery. Nie potrafię łowić boleni na zawołanie. Są dni kiedy można łowić lecz również, są te „ciche” i niedostępne dla nikogo. Boleń to ryba, która uczy pokory, szacunku  i cierpliwości. Podążanie śladami tej pięknej i przebiegłej ryby jest najwspanialszą szkołą łowienia  i kwintesencją wędkarstwa. Przede mną wiele lat nauki i ciągłego samodoskonalenia. Każdy kto chce łowić bolenie musi uzbroić się w cierpliwość i nauczyć się pokory wobec godnego przeciwnika. Efektem tego będzie słodka nagroda satysfakcji i ujrzenia pięknej ryby.

B12MAS

                                                                                                                      Nagroda za cierpliwość.

Wspaniały boleniarz Jacek Stępień napisał:  „wędkarstwo jest sztuką, życiową pasją, a bolenie mogą zmienić  człowieka”.  Nie sposób się z nim nie zgodzić. Od najmłodszych lat moją pasją było wędkarstwo. Teraz po tylu latach moją pasją zostało łowienie boleni. Wiem gdzie jestem i ile mam jeszcze do zrobienia. Dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi w zgłębieniu wiedzy tego gatunku.

 

Tekst i zdjęcia Dariusz Warchocki

 

 

Avatar photo

About

Od najmłodszych lat wędkarstwo było moją pasją. Już jako mały chłopiec biegałem z wędką po pobliskich jeziorach w pogoni za okoniami. Było wówczas niezwykłą przygodą, za każdym razem niosącą inny scenariusz i zakończenie. Z czasem stało się ważnym elementem mojego życia. Było sposobem odpoczynku i ucieczki od trudów związanych ze służbą pilota śmigłowca bojowego. Przez wszystkie lata mojego biegania brzegami rzek i jezior wędkarstwo zawsze było istotną częścią mojego życia, i tak pozostało do chwili obecnej...

View all posts by

5 thoughts on “My own way to…

      1. Tato kocham cię nie za to że łowisz ryby i zabierasz mnie ze mną, ale za to że nigdy się nie poddajesz i idziesz do przodu.

        Lenka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *