Gorzki smak porażki i słodycz zwycięstwa

 

Bzzzzz. Odgłos hamulca kołowrotka i widok ubywającej w szybkim tempie linki zawsze oznacza jedno. Branie i odjazd dużej ryby. To jedna z tych chwil, które przynoszą zastrzyk adrenaliny i powodują odczucia, które na długo zapadają nam w pamięci. To dzięki nim pamiętamy o każdej dużej rybie, jej holu i emocjach z tym związanych. I tak było tym razem. Ciepły letni wieczór, delikatny powiew wiatru, odgłosy przyrody. Chylące się ku horyzontowi słońce było znakiem, iż za chwilę rozpocznie się uczta.

Niski poziom wody, duże nasłonecznienie i dzienni bywalcy rzeki skutecznie odstraszali ryby by próbować je łowić za dnia. Ostatnie sezony spędzone nad Wisłą nauczyły mnie, że przy takich warunkach, duże ryby można łowić w dzień w korycie rzeki z pontonu lub łodzi, albo nocą na płytkich rafach lub w pobliżu rynien z głównym nurtem, biegnących wzdłuż dzikich skarp lub kamienistych prostek.

Da

                                                                                                                 Tuż przed nastaniem nocy

Celem moich wędkarskich wypraw była od tygodnia płytka rafka z biegnącą powyżej rynną z głównym nurtem. U jej podstawy między brzegiem a rafą znajdowała się mini rynna. Taka około 1,5 metra głębokości. Każdego dnia wchodziły na nią potężne bolenie, sandacze, brzany czy szczupaki w zależności od godzin nocnych. Jako pierwsze pojawiały się bolenie i ganiały próbującą zgrupować się na kamieniach drobnicę, tuż przed nastaniem nocy. Następnie po chwili przerwy na przełamaniu dnia i nocy na napływie pojawiał się duży szczupak , który po 10-15 minutach znikał gdzieś w rzecznych odmętach.  Po nastaniu całkowitych ciemności pojawiały się sandacze i brzany.

Magia tego miejsca polegała na tym, iż co wieczór czy noc można było spodziewać się brania dużej ryby. I nie polegało to na delikatnym pstryknięciu, trąceniu przynęty. Wszystkie brania były mocne, wręcz atomowe i wyrywające kij z ręki. Trudno opisać odczucia jakich doświadcza wędkarz w takich momentach. Serce zawsze waliło jak oszalałe gdy stawałem nad wodą w tym miejscu.

Tak było i tym razem. Woda w ciągu doby opadła o 15 centymetrów. Postanowiłem wykonać kilka rzutów by dobrać woblery zanim nastanie noc. W 6 może 7 rzucie, w momencie kiedy wobler przestał uderzać sterem o dno i wszedł w głębszy napływ rafy nastąpiło branie. Ryba po potężnym braniu wystrzeliła niczym torpeda w górę rzeki, w kierunku klatki a następnie odbiła w kierunku przykosy. To był duży boleń i miał dobre 90cm. Widywałem go na przykosie w kierunku której właśnie podążał. W głowie miałem czarne myśli związane  z utratą 2 dużych ryb w poprzednich dniach. Miejsce w którym stałem nie dawało zbytnio pola manewru. Wiedziałem, że jeśli ryba pozostanie w nurcie i tam odbędzie się walka oraz hol, będę miał szanse na jej wyciągnięcie.

Boleń w szybkim tempie wyciągał linkę a wędka wygięta w łuk wskazywała kierunek w którym podążała. Po dopłynięciu do przykosy ryba nagle zmieniła kierunek i stało się to, czego się obawiałem. Po opłynięciu rafy od strony napływowej, ryba spłynęła w dół rzeki. Szybko próbowałem ratować sytuację luzując hamulec kołowrotka i wchodząc wyżej na główkę. Uniosłem wędkę najwyżej jak mogłem, by linka nie weszła w kamienie którymi usiana była rafa. Niestety ryba szła głęboko, przy dnie. Szczytówka skakała informując mnie o tym, iż właśnie plecionka przesuwa się po kolejnych kamieniach i nagle stop. Szczytówka zatrzymała się w jednym miejscu wchodząc jedynie w głębsze ugięcie. Za dnia byłaby szansa aby wejść na rafę, ale późnym wieczorem i nocą nigdy nie wchodzę do wody. Odkręciłem jeszcze nieco hamulec i czekałem na rozwój sytuacji. Po kilku minutach wyciągania linki ryba zatrzymała się. Wówczas przytrzymując plecionkę palcami zacząłem  pompować rybę, wybierając pomału metry utraconej linki. Ryba spokojnie pozwoliła podciągnąć się w kierunku rafy, by następnie po chwili odpoczynku ponownie wybrać 10-15m plecionki. Tym razem ryba spłynęła w pobliże napływu główek, które znajdowały się poniżej. Taki kąt który tworzyła linka zwiastował rychły koniec tej walki. Przez chwilę plecionka z oporami i nierównymi skokami wychodziła z kołowrotka po czym zatrzymała się a kijek pozostał w ugięciu bez ruchu. Mogłem jedynie obserwować wodę. A może popłynie w kierunku przykosy? Łudziłem się jeszcze, choć nie trwało to długo. Nastała cisza w której słyszałem jedynie szybsze bicie serca. Postanowiłem jeszcze wystrzelić linkę z zaczepu, nie wiedząc czy ryba znajduje się na końcu zestawu. W trakcie prób wystrzelenia linki w pewnym momencie w klatce poniżej zobaczyłem bolenia.

Od kilku lat uganiam się za tą rybą, ale to co zobaczyłem wprawiło mnie w osłupienie. Boleń zaczął chlapać się na powierzchni i przewracać wokół własnej osi jakby chciał uwolnić się od przynęty. Nie było to pojedyncze chlapnięcie ale balet, który trwał przez dłuższą chwilę, po czym nastała cisza. Wędka nawet nie drgnęła ale wiedziałem , że to była ryba którą holowałem. Po jakimś czasie udało mi się odstrzelić linkę, lecz ryby już nie było na jej drugim końcu. To była 3 noc z rzędu podczas której straciłem dużą rybę. Ponadto 30-40m plecionki było poszczępionej a wobler został w kamieniach. Usiadłem na brzegu by pozbierać myśli i emocje. Z taką plecionką nie było sensu dłużej wędkować, więc wróciłem do domu.

Tej nocy nie mogłem usnąć. 3 noce, 3 ryby i 3 razy porażka. W głowie miałem mętlik. Każde jednak doświadczenie procentuje, jeśli wiemy jak wyciągać wnioski z takich lekcji. Ja się nie poddawałem i choć utrata każdej ryby bolała to po kilku dniach znalazłem właściwy sposób na mieszkańców rafy. Wówczas to miejscówka odkryła przede mną wszystkie swoje sekrety i rafa obdarzyła mnie dużą ilością pięknych ryb. I choć trochę to trwało, to opłaciła się ta lekcja.

DSC_2821as

Królowa rafy

Zawsze szczęśliwy hol dużej ryby daje mi dużo satysfakcji. Jednak lekcja którą dostałem na rafie, pozwoliła mi zrozumieć, że tylko świadome łowienie ryb daję prawdziwą radość i szczęście, oraz pozwala cieszyć się słodkim smakiem zwycięstwa.

Avatar photo

About

Od najmłodszych lat wędkarstwo było moją pasją. Już jako mały chłopiec biegałem z wędką po pobliskich jeziorach w pogoni za okoniami. Było wówczas niezwykłą przygodą, za każdym razem niosącą inny scenariusz i zakończenie. Z czasem stało się ważnym elementem mojego życia. Było sposobem odpoczynku i ucieczki od trudów związanych ze służbą pilota śmigłowca bojowego. Przez wszystkie lata mojego biegania brzegami rzek i jezior wędkarstwo zawsze było istotną częścią mojego życia, i tak pozostało do chwili obecnej...

View all posts by

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *