Grudniowe morsowanie.

                  Szczupakowe zakończenie sezonu A.D. 2016. Chybotliwa łódka, na której w tym sezonie dwóch moich znajomych już się skąpało… Ale pomyślałem sobie, że samemu dam radę, w końcu nie ma zaskoczenia, że nagle partner agresywnie zatnie, gdzieś się schyli itd. I przez pierwsze 2-3 godziny było spoko.Read More

Topwaterowe ostatki.

Zachęcony powierzchniową aktywnością, jaką na koniec września wykazywały jeszcze odrzańskie rybki, nie mogłem usiedzieć w domu. Kolejny wygospodarowany wolny dzień zaczynam bardzo wcześnie. Ponad godzina spędzona w samochodzie i wreszcie jestem na miejscówce. Szybko wskakuję w „śpiochy”, zbroję sprzęt i ruszam w górę rzeki. Marsz zajmuje mi kolejną godzinę. Wreszcie staję na brzegu ukochanej wody.Read More

Odrzański końca lata.

                  Wyjątkowo ciepły, w stosunku do sierpnia, tegoroczny wrzesień, zachęcał do częstszych wypadów nad wodę. Wysoka temperatura wody, oraz nieco jej wyższy stan, niż letnia niżówka sugerowały, że ryby nadal będą reagowały na moje ukochane topwatery. I rzeczywiście. Klenie buszowały wśród zalanych traw i chętnie wychodziły doRead More

Wspomnienie lata.

Za  oknem późna jesień, żeby nie powiedzieć: przedzimie. Oczywiście nie składam broni. Dalej, w miarę możliwości, szukam odrzańskich boleni, sandaczy, a na niewielkich rzekach tropię lipienie z muchówką w dłoni. Tym razem jednak wracam pamięcią do upalnego lata. Czasu, kiedy żar lał się z nieba, japonki i krótkie spodenki zastępowały neoprenowe „śpiochy”. Czas, kiedy klenie zasysałyRead More

Sumowe łowy drużynowe.

Tak to ocenia Hlehle. Że sumowe wyprawy, to wspólny wysiłek, a więc i sukces liczy się na drużynę. Fakt. Ostatnio dane mi było się przekonać, że z niemałą rybą dużo łatwiej sobie poradzić, działając drużynowo. A może dlatego tak łatwo mi przyjąć tą „teamową” teorię, bo tym razem to nie ja złowiłem i cząstkę sukcesuRead More

Czerwcowi gentelmani.

                  Dzień Dziecka (ja go mam zawsze, kiedy jadę na ryby! 😉 ), ale ten właściwy, czerwcowy. To nie tylko początek sandaczowego szaleństwa. Tego od kilogramów gum, ołowiu i piór z kotwicami. Owszem, ten „pstryk”, ten „prąd” płynący przez plecionkę, blank, dłoń, aż po łokieć i bark…Read More

Czas sandacza!

Pierwsze dni miesięcy niosą za sobą kolejne premiery. Czy to styczniowe kropki, majowe szczupaki i bolenie, czy wreszcie czerwcowe sandacza. To taki nasz „dzień dziecka”, który obchodzimy co roku 🙂 Dzień przed rozpoczęciem tegorocznego sezonu sandaczowego byłem już spakowany. Zwarty i gotowy. Zamiast kłaść się spać, wymieniam krótkie telefony ze znajomymi i około 2 wRead More

13 piątek… przełomem?

13 piątek. Mityczna data, owiana równie złą sławą, co skrzyżowanie czarnego kota z rozsypaną solą i potłuczonym lustrem. Teoretycznie, mając tego dnia wolne, powinienem się cieszyć, że nie muszę wykonywać żadnych istotnych rzeczy. Mogłem zamknąć drzwi i spokojnie czekać na kolejną kartkę kalendarza. Postanowiłem jednak zaszaleć. „Oszukać przeznaczenie” i jechać nad wodę. W tym rokuRead More