Wędkarskie rekordy, czyli kto ma dłuższego?

Kto z nas nie chce złowić rekordowej ryby? Wielkiej, starej szczupaczej „mamuśki”; grubego „kleniozaura”; gigantycznego wąsacza; czy wyblakłego, przypominającego czasem omszałego leszcza,  ogromnego oKonia.  Ja chcę i to za każdym razem 😉

Chyba każdy wędkarz, który ma już za sobą pierwszy etap fascynacji najmniejszą nawet rybką, wybiera się nad wodę w celu przechytrzenia okazu. Łącząc to z zasadą Złów i Wypuść, jednym świadectwem kontaktu z okazem jest zdjęcie. Przyjmuję wersję optymistyczną, że wypreparowany łeb na ścianie, to żaden powód do dumy-wiem, niepoprawny ze mnie optymista 😉 .

Teraz każdy telefon, kamera, aparat, a niedługo zapewne pralki, lodówki i lokówki- wszystko robi zdjęcia. Lepsze, lub gorsze, ale pozwala uchwycić moment radości i uwiecznić rybę dla potomnych. No i przede wszystkim po to, by zamieścić je w internecie, pochwalić się kolegom, może nieco podnieść im ciśnienie, zebrać kilka wirtualnych „gratek”, klepnięć w plecy i łapek w górę. Bo próżni jesteśmy i nie ma co się wypierać. Wszystko jednak można, o ile ktoś ma umiar i choć okruchy zdrowego rozsądku.  Pierwsza kwestia, to takie kadrowanie, aby nie ukazywać charakterystycznych punktów, zdradzających miejsca połowu. No, chyba że nie mamy nic przeciw łowieniu ramię w ramię z poszukiwaczami rybiego białka, którzy dają 100% gwarancji pilnowania miejscówki, do ostatniego rybiego ogona. Dla bardziej zaawansowanych pozostają jeszcze programy graficzne pozwalające dyskretnie zmienić tło. Na przykład tak:

szczupaczek

No dobra, może to nie najlepszy przykład, ale staram się 😉

Drugim zagrożeniem zamieszczania zdjęć w różnych miejscach, jest ślepa pogoń za byciem gwiazdą poprzez dodawanie centymetrów naszym zdobyczom. Coś, jak w znanym dowcipie o złowionym metrowym pstrągu vs. motor z zapalonymi światłami. Czasem patrząc na tabele rekordów naszych wędkarskich magazynów, człowiek sam nie wie, czy się śmiać, czy płakać.  Podobnie jest na wędkarskich forach, choć te mają taką przewagę, że pozwalają na natychmiastową reakcję głosu sumienia w postaci tych, którzy nie boją się mieć własnego zdania i wyłamać się z nieprzerwanej litanii „cozarybagratkikolo”.

Kandydatów na wędkarskich celebrytów nie brakuje i co rusz któryś wyłamuje się z peletonu narzekających i próbuje wspiąć się piedestał. Większość spada z hukiem i wraca do szeregu z podkulonym ogonem. Historia pamięta niejeden taki przypadek. Ot, na przykład klenia, który zgłoszony do wszystkich wędkarskich gazet mniej więcej w połowie 2010 roku, aspirował do miana rekordu kraju, z niebagatelną miarą 64 cm. I nie, nie był to amur 😉 Niestety, łowca nie wspomniał, że ogon ryby nieco mu się porozcinał i dosztukował go nie z tej strony, co trzeba. Skrzętnie przykrył to trawą, ale zazdrośnicy musieli się przyczepić, że kleń nie ma ogona, jak akwariowa welonka. Wielkie mi rzeczy…

Kolejny przykład to gigantyczny, pełnołuski karp, który najprawdopodobniej okazał się być nie dziełem natury i proteinowo-kukurydzianej diety, a sprawnego grafika komputerowego. A już wynik poszedł w świat! Te wywiady, wizyty w zakładach pracy, przecinanie wstęgi po kolejnych ukończonych 15 metrach autostrady…Wszystko szlag trafił, bo ludzie jak zwykle musieli zwęszyć spisek.

Przy nim chwalenie się nie swoim(ale jakie to ma znaczenie? 😉 ), ponad metrowym sandaczem to pestka. Jak się okazało, był może nieco mniejszy, niż opisał go wędkarz(no bo przecież nie łowca), ale kto tam by patrzył na takie błahostki? Dodatkowo ryba ponoć miała wrócić szczęśliwie do wody. A że była blada i sztywna? Kolejny zarzut wędkarzy internetowych. Podobnie jak i ten, że takie ryby nie biorą z przystani na niezbyt lotne woblery. To, że łowca ma wszystkie przepisy tam, gdzie plecy przestają mieć szlachetną nazwę i łowi pod samymi zaporami, to też ściema. A Straż Rybacka szuka dziury w całym. Yyyyy. To znaczy pustej rubryki w niewypisanym rejestrze 😉

Przy okazji tego mietkowskiego sandacza przypomniał mi się kolejny, adekwatny do sytuacji dowcip.

Wiecie, dlaczego kobiety powodują tyle stłuczek na parkingach?

Bo całe życie w domu słyszą, że tyle: |                                                                                          |     to 20 cm 😉

W sumie, to żony wędkarzy mają podwójnie przechlapane 😉

Co niektórzy, bardziej cierpliwi/uparci/bezwstydni (niepotrzebne skreślić) powracają, niczym bumerangi. Cyklicznie usiłują wcisnąć nam centymetrowy, lub kilogramowy kit. Na szczęście spore jest jeszcze grono tych z chłodną głową, choć z reguły zostają zakrzyczani przez hordy klakierów tych pierwszych. Przecież sukces musi mieć wielu ojców 😉

Żeby nie było. Nie mam nic do ładnie zrobionego wędkarskiego zdjęcia. Gdzie to ryba i łowca stanowią pierwszy plan, a niejednokrotnie zdobycz jest maksymalnie wyeksponowana, sprawiając wrażenie sporo większej, niż była w rzeczywistości. Przez przeciwników takowych zwane to jest „efektem długich rąk”. Nie widzę w tym nic złego, o ile łowcy nie ponosi ułańska fantazja przy podawaniu rzekomych rozmiarów ryby do publicznej wiadomości. Realia różnią się niejednokrotnie od życzeniowego opisu. Poniżej przykład tego, o czym klepałem przez poprzednie  700 słów.

Taki sobie karpik 14 kg….

karpik

 

Dooooobra…..Czwórkę może miał…

karpik2

😉

Avatar photo

About

Wędkarstwo towarzyszy mi od najmłodszych lat. I z każdym dniem staje się coraz ważniejsze i pochłania mnie coraz mocniej. Aż boję się pomyśleć, co ze mną będzie za parę lat! ;)

View all posts by

9 thoughts on “Wędkarskie rekordy, czyli kto ma dłuższego?

    1. Dzięki 🙂 Trochę się rozpisałem, ale mam nadzieję, że do wciągnięcia na raz.

      Karp nie został JEDYNIE wepchnięty w obiektyw! To kwestia misternego ułożenia w dłoniach, schowania paluchów, odpowiedniej pozycji i lekkiego(to ważne!) wysunięcia w kierunku aparatu 😉 Przy focie oprócz kadrowania, podciągnięcia kolorków, ostrości itd. nic więcej dłubane nie było.
      Choć takie zdjęcia duuuużo łatwiej się robi, kiedy nasz statyw jest z tych żywych i rozmownych.

        1. Ta zasada odnosi się do małych ryb, co to kiedyś będą duże(jak ktoś ich w tzw. międzyczasie nie zeżre).
          Tobie to niepotrzebne, bo łowisz te mamucie niedobitki 😉

  1. Ja kompletnie nie mam zacięcia detektywistycznego, więc bez zmrużenia oka bym łyknął, że to dwie różne ryby :)Fajny tekst.

    1. To znaczy, że masz jeszcze resztki wiary w ludzi 😉 Bo kto to widział, żeby robić w %^&@#$(balona) kolegów po kiju? Jakby nie krętactwo i kombinatorstwo na każdym kroku, człowiek by się nawet nie zastanawiał, że coś może być nie tak. Przecież to TYLKO hobby…

  2. Świetny tekst i doskonały przykład.
    Dobrze, że ten etap mam za sobą. Wędkowanie stało się dużo przyjemniejsze bez spinki, że fotka koniecznie musi być. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *