Szybko tego roku przyszła do mnie niżówka. Choć w głównej mierze jest ona zasługą śluzowych, którzy mocno trzymają w tym roku wodę. Woda jest stabilna, co również jest u mnie ewenementem. Teoretycznie powinien być to niezły okres łowienia białorybu, szczególnie kleni na płytkich rafach i przelewach. Niestety, nie jest kolorowo. Wody ubyło tak bardzo, że ostatnio straciłbym boleniówkę(co prawda piekielnie lotną), na przeciwległym brzegu rzeki. Na szczęście trawy oddały mi mojego jedynego Panic’a.
Ostatni wypad, to atak na precyzyjnie wybrane miejsce. Szybkie pakowanie i zerkam na telefon. Nawigacja pokazuje niecałe 3 kilometry marszu na główkę, od której zamierzam zacząć. Przypiekające słońce daje się we znaki. Zwłaszcza w śpiochach, z plecakiem i całym majdanem, jaki zwykłem zabierać nad wodę. Na miejscu chwila odpoczynku. Obserwacja wody i łyk czegoś zimnego. Na agrafce zawisa Bromba. Skradam się do rzeki i zaczynam obławianie miejscówek. Na początku nic się nie dzieje. Nagle, tuż obok mnie, woda eksploduje. Boleń wpada w stadko uklejek i atakuje jedną z nich. Pudłuje. Spłoszona rybka zaczyna swój taniec na ogonie i usiłuje uciec drapieżnikowi po powierzchni wody. Rapa nie rezygnuje i ponawia ataki. Znowu bezskutecznie. Jednak drapieżnik jest bardzo uparty i szósta, czy siódma próba wreszcie okazuje się udana. Cała ta sytuacja rozegrała się może 2-3 metry ode mnie. Fantastyczna akcja i darmowy prysznic jednocześnie.
Na niebie pojawiają się ciężkie chmury zwiastujące deszcz. No tak. Najpierw się zgrzałem maszerując w słońcu, to teraz Matka Natura zafunduje mi ochłodzenie. Widzę, jak ściana wody zbliża się w moim kierunku. Fantastycznie. Do auta kawał drogi, schować też się nie mam gdzie. A skoro już zostałem na miejscu, to przecież nie ma co przerywać łowienia. Dochodząc do kolejnej główki przychodzi deszcz. Krótki, ale intensywny. Aż na powierzchni wody pojawiały się charakterystyczne bąble. O dziwo, podczas największej ulewy, zanotowałem dwa kleniowe brania. I to z powierzchni. Pewne i w 100% celne, a ryby zapięte były na 3 grotach. Z racji panujacych warunków nieco to dziwne, ale ryby pewnie jeszcze nie raz mnie zaskoczą. Zdjęć oczywiście nie robiłem. Cud, że w ogóle aparat przetrwał tą ulewę suchy, tylko w pokrowcu i plecaku. Deszcz szybko minął, na szczęście aktywność ryb nie. Obławiając napływ kolejnej ostrogi zauważam atak bolenia na poprzedniej główce, a konkretnie w samym narożniku klatki, po stronie zapływowej. Zakładam Panic’a HMS o długości 8cm i masie 16g. Długi rzut. Wobler prawie znika mi z oczu. Hamuję wysnuwającą się linkę, aby nie zaparkować woblerem w kamieniach. Natychmiast rozpoczynam zwijanie. Może 3 rzut w te okolice i notuję branie. Prawie na pełnym wyrzucie. Łowię żyłką, więc branie, mimo iż bardzo widowiskowe, nie jest specjalnie silnie odczuwalne. Grunt, że zacięcie okazało się skuteczne. Kolejny średniak. Coś w tym sezonie nie mogę dopaść solidniejszego rapiszona.
Wracam do kleni i spomiędzy kamieni doławiam kilka ryb, notując może jedno puste branie. Po ostatniej zerowej skuteczności zacięć, dziś mam około 90% wykorzystanych szans. Zestaw i przynęta te same. Nawet miejscówki. Ryby może nie należą do największych, bo nie przekraczają 40 cm, ale widać, że nie marnują czasu i cały czas intensywnie żerują.
Czas powoli kończyć. Kończą się ciekawe miejscówki. Musiałbym przejść spory dystans do kolejnego zakrętu, a na to niestety nie mam już czasu. Teraz główny nurt jest pod drugim brzegiem, a po mojej woda ledwie płynie. Ostatnia główka. Nie ma już przelewu, warkocz jest ledwie zauważalny. Ponownie sięgam po Panica i rzucam, chyba bardziej dla rozprostowania linki, niż z nadzieją złowienia czegokolwiek. Oczywiście wystając, jak świeczka, na samym szczycie główki. Mniej więcej w połowie drogi pod woblerem pojawia się potężny wir, a rapa tylko cmoka w ogon woblera. Natychmiast kucam i ponawiam rzut tak, by wobler znalazł się w tych samych okolicach, ale pod nieco innym kątem. Boleń ponownie startuje za przynętą, co objawia się pięknym garbem wodnym, eskortującym przez kilka metrów tańczącego po powierzchni woblera. Cwaniaczek. Nie zdecydował się na atak, ale wiem, że tam jest. Jeszcze po niego wrócę…