Wybaczcie tę gigantyczną obsuwę. Tak, tutaj powinna znaleźć się relacja z odrzańskiego, majowego otwarcia . I ono, zaręczam, że będzie i to bardzo, bardzo niedługo. Poza tym, będę miał dla Was małą niespodzianką, ale o tym też dowiecie się w ciągu kilku najbliższych dni. Aby jednak zachować chronologię, pozwólcie, że najpierw podzielę się z Wami styczniowym rozpoczęciem pstrągowego sezonu.
Tegoroczny przełom roku był o tyle wyjątkowy, że po raz pierwszy od kilku lat, nie spędziłem go w pracy. Nowością była też pogoda, wszak najstarsi górale nie pamiętają tak ciepłej zimy. Ciepłej i suchej. Brak śniegu spowodował, że już grudniowe wypady nad wodę, jeszcze bez wędki, nie napawały optymistycznie. Wody w rzece było mało i z każdym rekonesansem było jej mniej. Napotkani wędkarze (ci szukający grudniowych okoni w pstrągowej rzeczce), raczej nie chwalili się efektami.
Noc sylwestrowa była wyjątkowo krótka i z mocno ograniczoną ilością napojów wyskokowych, ograniczonych do symbolicznego toastu. Wszystko zaplanowane tak, by z samego rana być w pełni gotowym na łowy. Kolejna przeprowadzka zaowocowała tym, że dojazd na łowisko pstrągowe zajmuje mi mniej, niż kiedykolwiek. Z tego względu, nad wodą jestem jeszcze przed świtem. Niespiesznie szykuję zestaw i po ściętej porannej przymrozkiem trawie, wędruję na pierwszą miejscówkę. Na razie jestem sam nad wodą, choć spodziewam się, że jest to tylko sytuacja chwilowa. Już na pierwszej miejscówce mam wyjście ryby do przynęty. Dryfujący po łuku Ronin, którego animuję delikatnymi podszarpnięciami, kusi niemrawe, przyklejone do dna ryby. Dochodzę do kolejnego miejsca. Wydawałoby się mało atrakcyjne o tej porze roku, bo jest dość płytkie, ale spora ilość podwodnej roślinności daje nadzieję, na spotkanie z rybą. Rzeczywiście, już w pierwszym rzucie mam odprowadzenie ryby, jednak nie decyduje się ona na atak. W kolejnym rzucie daje się jednak skusić i po krótkim holu ląduję pierwszą rybę. Niewielką, ale to ma akurat drugorzędne znaczenie. Rybka wraca do siebie, a ja idę dalej. Na tej samej płani doławiam jeszcze jedną rybę.
Na kolejnym zakręcie spotykam dwóch wędkarzy wędrujących drugim brzegiem. No cóż, mogłem się tego spodziewać. Miejscówka jest trudna technicznie, ale bardzo ciekawa. Powalone przez bobry drzewa tworzą zawirowania wody, jak i bezpieczne kryjówki dla ryb. Napotkany wędkarz informuje o namierzonych trzech rybach stojących w dołku. Typuje, że to klenie, ponieważ nie wykazały żadnego zainteresowania podanymi im przynętami. Po krótkiej rozmowie, by uniknąć nieporozumień, postanawiam obłowić to interesujące miejsce. Wystarczyło nie więcej, niż 5-10 rzutów, by przekonać się, że wszystkie trzy namierzone ryby, były pstrągami, a nie kleniami.
Czas nad wodą szybko mija. Piękna rzeka wzbudza nadzieję na spotkanie z większą rybą. Jedna z nich, z pewnością przekraczająca 40cm, co w moich wodach jest już naprawdę zacnym wynikiem, spada tuż przy stromej burcie. Cóż spotkamy się kiedy indziej. A wrócę tam, choćby dla samych widoków…