Kleniowy dzień konia

Chyba każdy z nas wyczekuje dnia, kiedy wyłowi się do syta. Kiedy ilość brań będzie taka, że można by nimi obdzielić niejeden sezon. Z reguły w takie dni raczej nie łowi się okazów, ale powiedzmy sobie szczerze – nie zawsze są one najważniejsze 😉

Tegoroczna wysoka woda w okresie wiosennym spowodowała, że ryby miały ułatwioną migrację do mniejszych dopływów. Ujścia, zazwyczaj zapiaszczone, miały wystarczającą głębokość, aby ryby mogły swobodnie wpływać do mniejszych rzek. Postanowiłem to wykorzystać, gdyż nie raz ta niepozorna rzeczka obdarowała mnie pięknymi kleniami. Jednak to, co zastałem, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. A ponieważ chciałem się zrelaksować i pobawić łowieniem, na pierwszy ogień zdecydowałem się na sprzęt muchowy. Piankowy pasikonik na końcu konicznego przyponu budził niemałe zainteresowanie wśród kleni, które klasycznie, ustawiły się na największym przelewie w okolicy. Brania były zarówno na napływie, choć najwięcej brań zanotowałem w warkoczu. Dobrze, że jak zawsze, miałem zapięty do kamizelki licznik, którego tarcza co chwilę się przesuwała, rejestrując kolejne zdobycze. Ryby nie były duże, ale było ich mnóstwo. Że nie wspomnę o pustych braniach, wyjściach, czy spadach. Sprawdzając kolejne miejsca, testowałem też inne przynęty i oprócz wspomnianych piankowych imitacji owadów, sporym zainteresowały się klasyczne ciemne imitacje chruścika, wykonane z sierści sarny. Kiedy licznik wskazywał czterdzieści kilka (!) ryb, postanowiłem dołowić jeszcze kilka kleni i po 50 rybie sięgnąłem po spining, aby tą metodą zakończyć dzień, który niestety, powoli się kończył. W ostatnich promieniach zachodzącego słońca dołowiłem na niewielkie imitacje chrabąszczy 10 kleni, w tym największą rybę dnia, o długości 45cm.

Miałem na wędce też rybę sporo większą, ale niestety zawiodła końcówka żyłkowego przyponu, a precyzyjniej mówiąc, zawiodłem ja, gdyż nie skontrolowałem jego stanu i nie przewiązałem przynęty. Szkoda ryby, ale wierzę, że sobie poradzi, a ja spotkam się z nią w kolejnym sezonie.

Podsumowując, nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek złowił 60 kleni jednego dnia. Może nie było okazów, ale jak już wspomniałem na wstępnie, wyłowiłem się za wiele wypadów. Kolejne próby już nie były takie udane, bo wyniki po 20-30 ryb w porównaniu do 60 wyglądają blado, choć nadal, biorąc pod uwagę nasze wody, to wyniki raczej ponadprzeciętne.

Avatar photo

About

Wędkarstwo towarzyszy mi od najmłodszych lat. I z każdym dniem staje się coraz ważniejsze i pochłania mnie coraz mocniej. Aż boję się pomyśleć, co ze mną będzie za parę lat! ;)

View all posts by

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *