Nieustanny rozwój technologii dotyka każdej dziedziny naszego życia. Wędkarstwo nie jest tu wyjątkiem i tak, nasz świat przechodzi ewolucję, od for, po grupy tematyczne na portalach społecznościowych. Od fotografowania naszych zdobyczy aparatem analogowym, nierzadko na tle pokojowej meblościanki, aż po relacje na żywo, wprost z łowiska.
Choć szeroko pojęte nowe technologie mają wiele różnych gałęzi, dziś, zmotywowany dyskusją, jaka miała miejsce w sieci, postanowiłem się skupić na tym jakby „najwyższym levelu” publikacji, a więc produkcjach filmowych, rozpowszechnianych zazwyczaj za pośrednictwem YT. Jak każda kwestia, tak i ta, jest mocno złożona i absolutnie nie jednobarwna. Warto pamiętać, że jesteśmy wzrokowcami. Dużo łatwiej jest nam odpalić film na komputerze, lub smartfonie, niż przeczytać jakiś artykuł, ot, choćby te kilka zdań. YT, jak i publikowane tam materiały, między innymi dlatego, że są darmowe, mają potężną moc, co stanowi ich ogromną zaletę, ale i jest jednocześnie ich przekleństwem.
Ktoś z Was może zapytać, „co mnie boli” w wędkarskim Youtube i co mi przeszkadza w zamieszczaniu filmików? Może się czepiam, bo sam tego nie robię? Z racji tego, że nic nie jest do końca czarne, bądź białe, zacznę od tej jaśniejszej strony.
Po pierwsze i chyba najmniej istotne w kontekście poruszanego dziś problemu. Aspekt estetyczno – wizualny. Po prostu przyjemnie jest nam oglądać ładnie nagrany i co ważne, zmontowany, film wędkarski. W tym miejscu śmiało mogę zdjąć czapkę z mojej powoli łysiejącej głowy i pokłonić się niejednemu „domowemu” twórcy, bo uważam, że jakościowo, jak i merytorycznie, przeskoczyliście telewizję, która nas, wędkarzy, traktuje nieco po macoszemu. A chyba każdemu z nas, zwłaszcza podczas „martwego sezonu”, lub kiedy nie ma możliwości osobiście połowić, produkcja filmowa pozwala choć na chwilę przenieść się nad wodę.
Po drugie, już dużo ważniejsze. Zwiększanie świadomości, nie tylko wędkarskiej i walory edukacyjne. Wielu twórców potrafi umiejętnie zaprezentować naszą pasję, jako ciekawy sposób na spędzanie wolnego czasu, kontakt i obcowanie z naturą. Ponieważ mamy tendencję do naśladowania i nauki poprzez przykład, z pewnością wielu wędkarzy najpierw dowiedziało się, a następnie naocznie przekonało o pięknie potraktowania zdobyczy z należytym szacunkiem, a następnie widoku uwalniania zdobyczy. Powielanie takich postaw może wyjść nam tylko na dobre.
Jak już wspomniałem, dostępność bezpłatnych nagrań jest również ich przekleństwem. Niestety, nie znamy intencji każdego z oglądających, a uwierzcie, że niejeden śledzi tego, czy innego twórcę, tylko po to, żeby sprawdzić, gdzie obecnie łatwo o rybie białko. Przesadzam? Sam mógłbym podać przykład niejednego znanego mi łowiska, które po opublikowaniu nagrań, przeżyły prawdziwe oblężenia. I nie byłoby może w tym nic złego, gdyby nie wędkarze, którzy nawet nie przekraczając limitów, z racji liczebności, znacząco uszczuplili ich rybostan. I Wy pewnie też macie takie wody w swoich okolicach. Powodów takiego „sprzedawania” łowisk jest zapewne sporo. Dla jednych chęć pochwalenia się i zaspokojenia wędkarskiej próżności, dla innych element szeroko zakrojonego biznesu. W żadnej z tych motywacji nie widzę nic złego, o ile jest odpowiednio wyważona i nie robiona na siłę, czy nachalnie.
Oczywiście, kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień. Ktoś z Was zaraz może zarzucić mi hipokryzję. Że ja również publikuję. Owszem, ale… Problemem filmów jest to, że dużo na nich widać. Nierzadko za dużo. I naprawdę nie mam na myśli podawania nazw miejscowości, czy dokładnych lokalizacji. Wiele miejsc jest tak charakterystycznych, że bez trudu można je rozpoznać i prędzej, czy później odwiedzić. Jakimś pomysłem jest przesunięcie czasowe i opóźnienie publikacji, kiedy to np. intensywnie żerujące ryby zmienią zajmowane stanowiska, lub zacznie się na nie okres ochronny (choć jak sami wiemy, to nie zawsze oznacza ich nietykalność).
Tak. Uważam, że wędkarskie produkcje filmowe, w pewnym stopniu przyczyniają się do nasilenia presji i zmniejszenia pogłowia ryb na niektórych łowiskach. Jednocześnie nie odmawiam ich zalet i wartości edukacyjnych, które ze sobą niosą. Co jest więc lepsze? Całkowite zaprzestanie publikacji i wymiany informacji, czy wręcz jawne chwalenie się miejscówkami? Prawda, jak zwykle, pewnie leży gdzieś pośrodku.
Według mnie, największym problemem nie jest samo udostępnianie informacji, tylko sposób, w jaki niektórzy je wykorzystują.
A Wy? Jak uważacie? Zachęcam do dyskusji.
zgadzam sie w 100%, za oglądalność zrobią wszystko.
Cóż za prowokacja jestem pod wrażeniem, nie sądziłem że ludzka zawiść i głupota osiągnęła już tak wysoki poziom w temacie wędkarstwa.
Cóż za kulturalny, merytoryczny i pełen rzeczowych kontrargumentów, komentarz! 😉
No cóż na yt jest pełno wspaniałych ludzi którzy robią super filmy i przy okazji pokazują piękno wędkarstwa i dzielą się fachową wiedzą. Ale jest też pełno zwykłych chwalipięt którzy zrobią wszystko za parę lajków i subskrypcji. Oby tych pierwszych było jak najwięcej ☺