Nie ma chyba wędkarza, który nie miałby swoich ulubionych przynęt. W końcu jesteśmy przesądni i przywiązujemy wagę do rytuałów, szczegółów i detali, które prawdopodobnie nie mają żadnego wpływu na wyniki nad wodą. Nie dziwne więc, że mamy swoje ulubione wabiki. Albo są to te, które dały nam „życiówkę”, albo ilościowo mogą pochwalić się największą skutecznością. Tu warto zaznaczyć, że osobną kategorią są tzw. „killery”. Białe kruki odrapane z już lakieru i farby, ale cholernie łowne. To te, które widziały zęby gardłowe niejednej ryby. To wabiki, który zawisną na agrafce w najbardziej bezrybny dzień, bo „jak nie na niego nie weźmie, to można wracać”. Sam miałem takiego boleniowego „wymiatacza”. Ciężko teraz wyrokować, ile wymiarowych rap miał na swoim koncie. Setkę? Bardzo możliwe… W tym roku pozostał w wodzie w zębach jakiegoś szczupaka. Szkoda wabika, a i ryba, mam nadzieję, że dała sobie radę.
Tym przydługim wstępniakiem chciałem nawiązać do moich ulubionych wabików, które będę sukcesywnie prezentował. Zacznę od swojej ulubionej przynęty. Ulubionej, bo mam na nią swojego największego klenia, najwięcej kleni w ogóle i masę innych gatunków. I jeszcze dlatego, że jest to jeden z moich ulubionych sposobów łowienia. Długo by wymieniać. Bromba. Bo o niej mowa. Imitacja chrabąszcza majowego/żuka/chrząszcza. Najpierw znana i poszukiwana, bo pojawiały się pojedyncze egzemplarze, na pniu wykupywane, teraz szczęśliwie dostępne dla każdego. Opinie, że drewniane lepsze, niż te z pianki, można włożyć między bajki. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że wolę nawet te nowe, bo wersje drewniane potrzebowały więcej uwagi- przez uszkodzoną kamieniami/kotwicą i rybami powierzchnią lakierniczą „piły” wodę. Te obecnie dostępne są wolne od tego problemu, co bardzo mi odpowiada, bo skupiam się na łowieniu, a nie walce ze sprzętem. Dodatkowo występuje w kilku rozmiarach wielkościowych. Od malutkich, dopalanych „jajem”, co czyni je tonące, ale świetnie smużące, po ponad 3cm „kloce” lecące bardzo daleko i dające możliwość kuszenia ostrożnych ryb znajdujących się poza zasięgiem innych wabików.
Dlaczego tak ukochałem tą przynętę? Jej praca hipnotyzuje. Zarówno ryby, jak i wędkarza. Uwielbiam obserwować sunącą po powierzchni i zostawiającą falę, imitację owada. Jeszcze bardziej lubię widok klenia goniącego i atakującego mój wabik. Płytkie przelewy, napływy główek, rafy, opaski. Wszędzie, gdzie spodziewam się kleni, sięgam po Brombę. Doskonale trzyma się wody, nie wyskakuje nawet w silnym nurcie, ma realistyczny wygląd i udźwignie nawet dużego, mocnego Ownera, który bardzo się przydaje. Szczególnie, kiedy to bolenie są szybsze w starcie do wabika 😉
Dla mnie ma jeszcze dodatkowo tę zaletę, że da się nią efektywnie łowić relatywnie mocnym sprzętem. Żyłka 0,22mm nie stanowi problemu i przeszkody w dalekich rzutach, a jadąc nad wodę szukam naprzemiennie kleni i boleni- mogę cały dzień spędzić z jednym zestawem w dłoni, zakładając na agrafkę to Brombę, to…. cdn 😉