Końcówka tafli i świder U-boot.

Starałem się wykorzystać krótką zimę i lichy, ale jednak lód. Gramolę się na taflę po prowizorcznej kładce, bo przy brzegu lodu praktycznie już nie ma. Wiercę kilkanaście dziur i sukcesywnie je obławiam. Meldują się pierwsze pasiaki, ale jak się okazuje, mimo ich obfitości, to nie one będą gwiazdą tego wyjazdu. Robię kolejne dziury. Przywykłem, żeby świder wkręcać w lód i absolutnie nie odkładać go na lód, zwłaszcza, jeśli tafla jest pozbawiona śniegu i ekstremalnie śliska. Jedne spodnie już pociąłem po dlikatnym kontakcie z ostrzem. A wywrotka na te noże mogłaby skończyć się tragicznie. Lód jednak jest zbyt cienki, by utrzymać wkręcony w lód świder. Robię jeszcze ze 2-3 obroty i ustawiam wiertło pod kątem. Idę łowić. Klęczę sobie wygodnie na lodzie i bałałajką co rusz holuję jakiegoś pasiaka. Wiatr się nasila, słyszę niepokojący chrobot. Odwracam głowę i widzę świder, który wkręcając się w lód znika mi z oczu! Rzucam się w jego kierunku, ale jest za późno. „Ruski zatonął”. Wsadzam nos w przerębel i w przez czystą wodę widzę leżącego na dnie Tonara. Masakra. Dzieli nas dobre 3 metry lodowatej wody. Od kolegów po kiju pożyczam linkę zakończoną niewielkim haczykiem. Ich wiertłem robię dodatkowe otwory i udaje mi się wyczuć hakiem świder. Dobra, ale co dalej? Przecież samo zaczepienie o powierzchnię gładkiego, opływowego świdra będzie nierealne, nie mówiąc już o wyciągnięciu. Przez myśl mi już przeszło, że trzeba podkulić ogon, wrócić do domu i zakończyć sezon, a jesienią rozejrzeć się za jakimś świdrem. Napotkani wędkarze mnie mobilizują i nie odpuszczam. Hak spada na dno tuż koło świdra. Wiercę drugą dziurę i przeciągam pod lodem sznurek, żeby uzyskać korzystny kąt. Czuję niewielki opór. Powoli, delikatnie. Haczyk natrafia na rękojeść świdra, przesuwa się po niej i….blokuje na plastikowym uchwycie! Metalowy topielec dźwiga się z dna i powoli zmierza do powierzchni. Wkładam rękę w przerębel…MAM! Jesszcze tylko chwila kombinacji, bo otwór zrobiony cudzym świdrem jest mniejszy, niż moje wiertło, ale taki problem, to pikuś.  Uff. Jestem mokry od potu i wody. Dobre 40 min gimnastyki opłaciło się. Była adrenalinka, były „momenty”, czego chcieć więcej? 😉

Avatar photo

About

Wędkarstwo towarzyszy mi od najmłodszych lat. I z każdym dniem staje się coraz ważniejsze i pochłania mnie coraz mocniej. Aż boję się pomyśleć, co ze mną będzie za parę lat! ;)

View all posts by

2 thoughts on “Końcówka tafli i świder U-boot.

  1. Gratulacje 😉 Będzie co wspominać !
    Mi zdarzyło się kiedyś na zawodach podlodowych odebrać telefon. Jak wyjmowałem go z kieszeni kombinezonu zahaczyłem o kluczyki od samochodu, które prosto z kieszeni wpadły wiadomo gdzie. Nie zrażony na bałałajkę założyłem poziomkę rapalki która przypadkowo zawieruszyła się bałałajkowym koszu. Zadanie łatwe nie było. Pode mną 3 metry mętnej wody a do tego z 0.5m mułu. Po 20 minutach opuszczania do dna i podrywania rapalki udało się kluczyki wyciągnąć. Zawody poszły słabo, lecz i tak zostałem okrzyknięty wygranym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *