Pamiętacie tą reklamę dezodorantu, czy tam żelu pod prysznic? Kiedy to protagonista szedł sobie beztrosko przez miasto i zbierał zalotne spojrzenia mijanych niewiast? Zbierał je nie tylko wzrokiem, ale i rejestrował sprytnym licznikiem. Podsunął mi tym samym pewien pomysł…
Przecież takie małe ustrojstwo świetnie nadaje się, obok miarki, na kolejny wędkarski wykrywacz kłamstw. Pozwoli podsumowywać połowy i prowadzić statystyki w kwestii ilości złowionych ryb. Szczególnie gatunków, których przedstawicieli jest jeszcze możliwość złowić kilkanaście/kilkadziesiąt na jednej wędkarskiej dniówce. Przytroczony do smyczy, czy zaczepu w kamizelce będzie mi pomocny w zliczaniu poławianych (mam nadzieję) kleni, okoni…No, chyba, że będzie takie boleniowe eldorado, to i te się załapią 😉
Kiedyś napisałem sobie aplikację na smartphona, która miała właśnie taką funkcję. Okazała się mało praktyczna, bo nie chciało mi się sięgąć po telefon po każdym okonku 😛
Stosuję juz cos takiego jak jeżdzę na pewien zbiornik na sandacze
Pozostaje tylko pozazdrościć zasobności łowiska 😉
Planowałem kiedyś, by zabrać ze sobą taki licznik i wreszcie raz sprawdzić ile rzutów wykonuję łowiąc przez pół dnia sandacze.