Trollingowe (i nie tylko) łowy.

Jak już wspominałem w relacji z okoniowego weekendu, jigowanie nie było naszą jedyną bronią w starciu z mieszkańcami bytującymi w odwiedzonym łowisku. Kursując pomiędzy wytypowanymi już miejscówkami, aby nie robić „pustych przelotów”, postanowiliśmy przemieszczać się wolniej, ale za to z wypuszczonymi za burty, głęboko nurkującymi woblerami. Koncepcja okazała się słuszna, bo zwykle już rano, nim zdążyliśmy dopłynąć do pierwszej miejscówki, któraś z naszych wędek obiecująco wyginała się pod ciężarem walczącej ryby.

tomek-szczuply-90-web

Stosowaliśmy różne wabiki. Od niewielkich, nawet 6,5cm „bączków”, po kilkunastocentymetrowe imitacje ryb.

tomek-pierwszy-zanderek-68-web

Wspólnym mianownikiem stosowanych przynęt nie był tylko ich kolor, czy też charakter pracy. Najważniejsza była konstrukcja przynęty, która powodowała, że przy odpowiednio długim „dyszlu” wabik osiągał głębokość, na której przebywały ryby. Ale przyznać też muszę, że nieco ryb dawały przynęty o agresywnej pracy, mocniej oddziałujące na linię boczną drapieżników.

mat-szczuply-80tak-web

W przypadku sandaczy kolejny raz sprawdziła się stara zasada, że te ryby uwielbiają wręcz przynęty prowadzone jak najgłębiej, z ważnym szczegółem- co jakiś czas wobler musiał stuknąć sterem o dno, wzburzając nieco dennych osadów. Niezbędna do tego była wiedza, w jakiej strefie porusza się nasza przynęta, a także stałe obserwowanie echosondy i ewentualna korekta toru przynęty, czy to przez ustawienie wędziska, czy też poprzez popuszczenie, lub podciągnięcie linki. W ten sposób udało mi się skusić do brania największego w tym roku i mojego drugiego co do wielkości zandera.

kamil-sandal-77-web

Kolejny raz sukces dało nie kurczowe trzymanie się utartych schematów, ale kombinowanie i dostosowywanie się do panujących warunków. „Metki” przypinane przynętom, jako dedykowane konkretnym gatunkom ryb, są nic nie warte, jeśli będziemy stosowali je bezmyślnie. Bo jak mieliśmy okazję się przekonać, ryby chyba nie przeglądają wędkarskich katalogów i atakowały wabiki teoretycznie przeznaczonych dla ich kolegów. W sumie, trudno by było, bym miał pretensje, że na teoretycznie „sumowego” woblera przydzwonił mi np. pasiak z 5 na przedzie… 😉

kamil-okon-50pb-web

Avatar photo

About

Wędkarstwo towarzyszy mi od najmłodszych lat. I z każdym dniem staje się coraz ważniejsze i pochłania mnie coraz mocniej. Aż boję się pomyśleć, co ze mną będzie za parę lat! ;)

View all posts by

3 thoughts on “Trollingowe (i nie tylko) łowy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *