Wyjątkowo ciepły, w stosunku do sierpnia, tegoroczny wrzesień, zachęcał do częstszych wypadów nad wodę. Wysoka temperatura wody, oraz nieco jej wyższy stan, niż letnia niżówka sugerowały, że ryby nadal będą reagowały na moje ukochane topwatery. I rzeczywiście. Klenie buszowały wśród zalanych traw i chętnie wychodziły do smużących imitacji owadów. Co prawda te największe i jednocześnie najbardziej doświadczone „profesory” tym razem okazały się być sprytniejsze i musiałem zadowolić się ich młodszymi braćmi i siostrami. Zaskoczeniem było za to kilka szczupakowych i okoniowych przyłowów. Nie dały zapomnieć o sobie bolenie, która zdradzały swe stanowiska żerowania głośnymi atakami. Siedząc na szczycie jednej z główek, zaobserwowałem jedno z takich miejsc. Piaszczysta łacha, którą w środku klatki utworzył wsteczny prąd, porosła młodą trawą, która teraz zalana była wyższą wodą. Stanowiły schronienie dla dużego stada uklejek, które co jakiś czas rozbijały bolenie. Wychodziły na płyciznę z przegłębienia ciągnącego się wzdłuż łachy. Zapinam na agrafkę 8cm Panica i….nadal siedzę i obserwuję. Kolejny atak, po którym boleń wyraźnie zawraca i znika w bezpiecznej ostoi. Po każdym ataku następuje chwila przerwy, podczas której uklejki ponownie zbijają się w stadko. Wykorzystuję ten moment i cicho podchodzę bliżej. Pomimo tego, że Panic gwarantuje mi potężny zasięg, chciałem mieć pewność, że podam przynętę wystarczająco daleko i celnie, żeby przeprowadzić przynętę przez miejsce potencjalnego ataku, a nie spłoszyć drobnicy pluskiem wpadającej przynęty. Wchodzę po cichu do wody, prawie po pas. Pierwszy rzut, dokładnie tam, gdzie chcę. Prowadzę woblera dość szybko. Idzie zygzakiem po powierzchni, niczym jadąca na ogonie ukleja. W miarę zwijania, opuszczam nieco szczytówkę, by nie chlapać za bardzo po powierzchni wody. Kiedy wobler jest może 3-4 metry od szczytówki, woda się otwiera, wobler znika w paszczy bolenia, a w oczy dostaję fontanną „odrzanki”. Kij się wygina, a hamulec oddaje nieco linki. Ryba nie jest duża, ale właśnie dla takich emocji, dla takich brań, sięgam po wabiki powierzchniowe. Szybko dociągam bolenia pod nogi. Taki koło 65cm, ale postanawiam uwiecznić go na zdjęciu.
Oprócz boleni, próbuję swoich sił z mętnookimi mieszkańcami rzeki. Niestety, poza kilkoma pustymi „pstrykami”, łowię kilka okoni- kamikaze, które zawzięcie atakują gumy, które są prawie takiej wielkości, co one.
Lato wydaje się zbliżać ku końcowi, ale zapowiadane kolejne ciepłe dni, nie pozwalają wysiedzieć w domu…