Haki woblerowe – alternatywa dla kotwic?

Łowiąc na wodach pstrągowych, usuwam zadziory ze wszystkich przynęt. Co prawda część odwiedzanych przeze mnie łowisk dopuszcza stosowanie zadziorów, jednak nie zamierzam według tego kryterium segregować przynęt. Szukając dodatkowych rozwiązań, dzięki uprzejmości mojego kolegi, Daniela (pozdrawiam z tego miejsca! 😉 ) wszedłem w posiadanie dedykowanych do woblerów, pojedynczych haków bezzadziorowych. Uzbroiłem w nie moje ulubione Roniny, ale o pstrągowych podchodach, jeszcze będę wspominał 😉 Spytacie jednak może : „po co takie kombinowanie?” Otóż niektóre łowiska wymagają od wędkarza przynęt zbrojonych tylko w jeden haczyk bezzadziorowy (świetnie zbroi się w ten sposób obrotówki i niewielkie wahadełka). Kolejnym argumentem „za” ograniczeniem ilości ostrz, jest dobro naszej zdobyczy. Minimalizuje to ilość obrażeń, jakie szamocząca się ryba, może wyrządzić sobie przy pomocy wolnych grotów. Oczywiście, takie modyfikacje mają sens, jeśli zostanie zachowane wyważenie wabika, a więc nie utracimy jego kuszącej pracy, a i „chwytność” wabika nie ucierpi na takim rozwiązaniu.

Ponieważ przesyłka od Daniela zawierała także mocniejsze egzemplarze do nieco konkretniejszych zastosowań, postanowiłem, w ramach eksperymentu, uzbroić w nie woblery boleniowe. Ulubiony powierzchniowiec – 8cm Panic od HMS, otrzymał zbrojenie w pojedyncze haki w rozmiarze #1. Duże oczko, pozwalające zastosować solidne kółko łącznikowe, ciekawy kształt, brak efektu plątania się haków – wyglądało to naprawdę obiecująco.

Panic, znany ze swoich świetnych właściwości aerodynamicznych, nic nie utracił w tym elemencie. Dalej pozwala mi sięgnąć rap żerujących w sporej odległości ode mnie, nierzadko nawet pod drugim brzegiem niezbyt szerokiej, dolnośląskiej Odry. Jak się okazało, takie zbrojenie nie spowodowało, że stracił cokolwiek ze swojej kuszącej pracy, którą rapy tak kochają.

Jedyne, co wzbudzało moje obawy, była chwytność takiego rozwiązania. Powierzchniowe łowy znane są z widowiskowych ataków ryb, niestety często niecelnych. Tłumaczyłem to sobie jednak, że ilość grotów nie ma przecież wpływu na kompletnie chybione ataki. Sukces, jakim zakończyły się próby pstrągowe, dawały nadzieję, na powodzenie podczas łowienia boleni. Mnóstwo informacji uzyskałem zarówno podczas pierwszego, jak i drugiego dnia majówki. Oczywiście, miałem niecelne ataki. Jednak były to efektowne „gejzery” które nie owocowały uczuciem ciężaru na końcu zestawu. Ryby nie zapinały się na haki, gdyż w ogóle nie trafiały w wabik. Jednak te ataki, które były celne, zakończyły się chyba w 100% pewnymi zacięciami.

Haki pewnie przebijały rybie wargi, nie dopuszczając do spadów. Pojedynczy hak posiada wystarczająco dużo mocy, bym mógł pozwolić sobie na zatrzymanie w miejscu szalejącego bolenia, na mocno dokręconym hamulcu. Nie jest to najlepsze rozwiązanie, jednak w przypadku, gdy ryba zaatakuje przynętę na samym szczycie ostrogi, natychmiast kieruje się w dół rzeki, przepływając przez płytki przelew, pełny ostrych kamieni.

Co ważne, hak pewnie tkwił w rybiej paszczy, niezależnie, czy ryba zaatakowała wabik w okolicach ogona, natrafiając na tylne zbrojenie, czy też w jego przedniej części.

Doświadczenia na odrzańskim placu boju pokazały, że przynęta wcale nie musi być najeżona wieloma grotami, by była skuteczna. Oczywiście, nadal kluczową rolę spełnia odpowiednio poprowadzony, wybrany wabik. Namierzenie miejscówki i technika łowienia, niezmiennie leży po stronie wędkarza, ale zastosowanie pojedynczych haków pozwala ograniczyć uszkodzenia, jakich doznaje ryba. Dla mnie, uwalniającego wszystkie złowione ryby, ma to ogromne znaczenie. Tym bardziej, że w żaden sposób nie cierpi na tym skuteczność łowienia.

Avatar photo

About

Wędkarstwo towarzyszy mi od najmłodszych lat. I z każdym dniem staje się coraz ważniejsze i pochłania mnie coraz mocniej. Aż boję się pomyśleć, co ze mną będzie za parę lat! ;)

View all posts by

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *