Zdecydowałem się przystąpić do wędkarskich wyzwań. Może nie tyle dla samego faktu rywalizowania, (chyba, że z samym sobą) co po prostu dla mobilizacji i chęci sprawdzenia się. Wypadało by więc te „poprzeczki” sobie określić i ustawić. Z racji, że nie chcę rozmieniać się na drobne, chyba odpuszczę pogoń za wszystkimi przedstawicielami naszych wód, mimo iż to zadanie bardzo kuszące, bo jeszcze „kilka” gatunków mam do odhaczenia. Wymagałoby to jednak tyle czasu, użytych metod i odwiedzonych łowisk, że na koniec sezonu mogło by się okazać, że do kilku z nich nie uczyniłem żadnego podejścia. Dlatego też swoje wyzwania podzielę na kilka kategorii, zarówno pod kątem technik połowu, jak i najczęściej odwiedzanych łowisk. Jako pierwsze określę wyzwania muchowe. Choć do wirtuozerii sznura mi daleko, to jednak metoda ta fascynuje mnie już od kilku ładnych lat i nadal chcę się w tym aspekcie doskonalić. Zamarzyło mi się połowić białorybu, który na co dzień łowię spinningiem. A, że nieco zakosztowałem tego w ubiegłym sezonie, teraz nadzieje i apetyt są jeszcze większe. Wyzwania są zatem następujące:
Kleń na muchę– +50 cm+
Boleń na muchę– tu sam fakt świadomego złowienia tej ryby przy pomocy muchówki będzie „tym pierwszym” i zadanie zostanie zaliczone.
Jaź na muchę– sytuacja, jak z boleniem, choć jaśków u mnie jakby mniej, niż kleni, ale może uda się coś wyłuskać.
Lipienie na suchara– podczas niedawnych wypadów udało się namierzyć te piękne ryby, które dotychczas na końcu mojego zestawu lądowały jedynie jako spinningowy przyłów przy pstrągach.
Czekam szczególnie na muchowe bolenie 🙂
To podczas tego czekania, jako bardziej doświadczony w tej materii, byś parę tipsów i wzorów muszek zaproponował 😉
Moje doświadczenie w łowieniu boleni na muchę jest malutkie i ogranicza się do kilku sztuk złowionych na streamera na niedużej rzece. Nie łowiłem ich na Wiśle.
Streamerki były proste – białe skrzydełka (marabut lub białe włosie byka) oraz tułów ze srebrnego mylaru.