Ponad rok zajęło mi namawianie Arka na kolejny wypad na odrzańskie rewiry, który również opisywałem. Choć poprzednio wyników nie mieliśmy może oszałamiających, to kolega inaugurację na „Księżniczce” mógł chyba uznać za udaną, bo zaliczył swoją pierwszą odrzańską rapę. W międzyczasie oczywiście zaliczyliśmy kilka wypadów, zjeżdżając kraj wzdłuż i wszerz, począwszy od granicznego Bugu, po morskie wybrzeże. Panujące obecnie upały średnio zachęcają do wskakiwania w choćby najbardziej oddychające śpiochy i przemierzanie nadbrzeżnej dżungli. Dlatego skorzystaliśmy z dobrodziejstwa pływadła. To jest życie! Klapki, krótkie spodenki i napoje chłodzące. Tak to ja mogę łowić 😉 Tym razem za główny cel stawiam Arkowi klenie. Po przemierzeniu kilku kilometrów rzeki, rozpoczynamy dryf i ustawiamy się w co ciekawszych miejscach. Brania są pojedyncze, choć panująca niżówka wydaje się być idealna na smużakowe kuszenie kleni. Spinam fajnego, ponad 40cm klenia i…to by było na tyle. Dopływamy do ciekawego miejsca. Kolega zaczyna od boleni i na agrafkę zakłada Fantoma Huntera. 7cm i 10g o drobnej, migotliwej akcji, Ja dalej męczę klenie, ale kątem oka widzę szczytówkę kolegi. Nie mogłem przeoczyć tego brania. Potężne szarpnięcie kijem i emocjonujący hol w bystrej wodzie udaje się zakończyć podebraniem ryby. Boleń ma dobre 65cm i jest bardzo gruby. Już fajna ryba. Woblera ma głęboko, więc natychmiast sięgam po szczypce i wypinam rybę. Zanim oddam go koledze, by zrobić mu zdjęcie ze zdobyczą, wkładam rybę do wody, by ją opłukać i dać odetchnąć. Mocny zryw i boleń odpływa jeszcze przed sesją. Szkoda. Głupio mi, jak cholera. Strasznie gościnny jestem 😉 Przepraszam kolegę, ale nie widzę złości, tylko radość z pokonania ryby. Na pamiątkę zostaje tylko niewyraźne ujęcie z holu.
Rzucam daleko i prowadzę Brombę w poprzek nurtu. Po kilku metrach mam delikatne branie. Zacinam i ryba natychmiast odjeżdża w nurt, wyciągając trochę linki. Hol pod silny nurt to nie lada wyzwanie dla kleniowego sprzętu. Przy burcie ryba okazuje się nie pięknym kleniem, a bolkiem. One też gustują w smużakach.
Nie zmieniamy miejsca. Czujemy, że coś się jeszcze wydarzy. I rzeczywiście. Rzucam na napływ, w kierunku brzegu i zamykam kabłąk. Pozwalam nurtowi spychać wobler na napiętej lince w moim kierunku. Mniej więcej w połowie drogi Bromba znika z powierzchni, na której zostaje tylko wirek. Mocno zacinam i znowu hamulec gra swoją melodię. Tym razem kleń. Za to najfajniejszy z dotychczas złowionych w tym roku, bo ogonem przekracza na miarce 50cm.
Arek widząc tą rybę oświadcza, że on też chce i bolkom już odpuszcza. W drodze do slipu mamy jeszcze jedną miejscówkę, którą planujemy obłowić. Niestety, okazuje się być zajęta. Tym razem plan „kleń” nie został zrealizowany. Ale za to jest pretekst i powód do kolejnych wypadów, które mam nadzieję, że już wkrótce.
A więc c.d.n. !
😉
Hehe. Jak mógłbym mieć pretensje za prawidłowo podebraną i w doskonałej kondycji wypuszczoną rybę. Mam nadzieję na kolejny wypad. Już się trochę dozbrajam.
Pretensje pretensjami, ale fajnego bolka Ci „spuściłem” bez pozowania. A nie chciałem…
Kolejne wypady wkrótce! Nie można odpuścić, bo zimą człowiek tęskni i żałuje, że tak rzadko jeździł 🙂