W czasie suszy….łowi się ! ;) (Przedzlotowo)

W czasie suchy…szosa sucha. To też. Ale to tylko sprawia, że szybciej pokonuję kilometry dzielące mnie od mojej ukochanej rzeki. Plan jest prosty. Spotkanie forumowiczów z moich okolic. Zaczynamy wczesnym popołudniem ogniskiem. Potem wiadomo, pogaduchy, pogaduchy, pogaduchy….i wieczorno-nocne łowy. A chętni zostają do niedzieli. Skoro więc udało się wycyganić wolną sobotę, grzechem byłoby dopiero w południe opuścić lokum. Dzień wcześniej szykuję wszystkie graty i pakuję auto. Grubo po północy przykładam głowę do poduszki, by już po chwili, o nieludzkiej (uroki lata) 3:00 zgasić cichaczem budzik i chyłkiem wymknąć się z domu. Godzinka jazdy i zaczynam taniec z całym tym moim majdanem. Z roku na rok jest go więcej, a ryb…no cóż. Dobrze, że jeszcze nie ma upału. Pompuję moją łajbę, montuję silnik, zbiornik, echosondę etc. etc. Uffff. Jest tego trochę. Wypływam i….wypadałoby odpocząć 😉 Odkręcam manetkę, dociążam przód pontonu i slizgając się po tafli wody cieszę się widokiem wschodzącego słońca i mijanych krajobrazów, pokonując kolejne kilometry rzeki. Po drodze zatrzymuję się w okolicy, gdzie wydaje mi się, że zaobserwowałem rozbryzg uklejek. Stawiam kotwicę i zaczynam zbroić zestawy. Uderzył! Na piaskowej przykosie w środku klatki. Jest teraz odsłonięta, a ledwie sącząca się woda, tylko delikatnie muska kant przykosy. Spokojnie rozkładam kij kleniowy, przewlekam żyłkę przez przelotki, wiążę małą agrafkę i zakładam Brombę. Znowu uderzył! Coś nieprawdopodobnego w tym roku, bo ryby są dziwnie rozproszone i chimeryczne. W trakcie zbrojenia kolejnego zestawu obserwuję kolejny atak. Tego już za wiele. Rozkładam kij zabrany z myślą o boleniach, z pudełka wyciągam Panica HMS o długości 8 cm i…Nie. Nie rzucam. Czekam, aż rapa znowu zdradzi swoją obecność. Po chwili widać popłoch wśród uklejek. Rzucam nieco dalej, niż wymaga tego łowisko i wobler ląduje w piachu. Celowo. Delikatnie napinam żyłkę i rozpoczynam zwijanie. Wobler sunie po piachu i wjeżdża bezgłośnie do wody, po czym rozpoczyna swój taniej na powierzchni wody. Nie ponawiam rzutów w to samo miejsce, by nie rozbijać za bardzo zbitych w stada uklejek. 3, może 4 rzut. Rzucam na wprost. Zasada ta sama. Wobler wchodzi do wody, a na powierzchni przemierzył może trzy metry. Podwójny strzał (pierwszy spudłowany) i czuję ten fantastyczny pulsujący ciężar na drugim końcu zestawu. Nigdy nie cackałem się z rybami, tym bardziej z boleniami- średniakami. Widzę, że jest dobrze zapięty w dolną wargę. Luzuję hamulec i pozwalam rybie zanurkować. Daleko nie odpłynie. W tym czasie szybko rozkładam statyw i mocuję aparat. Włączam tryb samowyzwalacza. Jeszcze ostrość. Ok. Podbieram rybę i robię 3 szybkie strzały. Wypinam rybę i puszczam wolno. Sprawdzam zdjęcia. No tak. Z kadrowania dwója. Będę ćwiczył, bo pontonowe środowisko wymaga nowych przyzwyczajeń 😉

bolo_male

Nie jest źle. Rapka zaliczona. Czas płynąć dalej i poszukać kleni. Poziom wody jest tak niski, że boję się, że nie uda mi się dostać na poprzednio odwiedzone miejscówki, które obdarzyły fajnymi rybami. Rzeczywiście. Kamienie są niecałe pół metra pod powierzchnią wody. Dramat. Moja Oderka wysycha. Zrezygnowany cumuję przy brzegu i robię małą przerwę.

Odcinek, jaki przyszło mi obławiać, jest spokojny i bez wyraźnych przelewów. Poświęcam trochę czasu na trolling, ale bez spodziewanych wąsatych efektów. Wreszcie! Jest główka z wyraźnym przelewem i warkoczem. Stawiam kotwicę na długiej lince i sięgam po kleniówkę (czemu nie muchówkę?) Bromba leci w kierunku napływu. Jest płytko. Napierający nurt wtłacza woblera pod wystające z wody kamienie. Gdy wypycha go w kierunku spokojnej wody, jest branie. Tnę, ale na pusto. Szkoda, ale to znak, że są i żrą 😉 Sukcesywnie obławiam całą miejscówkę. Notuję kilka brań, jakiś spad i wyciągam dwa kleniki. Takie po 30-35cm. Wydłużam rzuty i pozwalam nurtowi prowadzić woblera. Kolejne branie. Zacięcie i ryba ustawia się bokiem do płynącej wody. Schodzi w główny nurt i mocno targa łbem. Wreszcie coś przyjemniejszego. Pompuję i przy burcie zagarniam w podbierak z gumową siatką. Prawie 45cm. Już z tych przyjemnych, godnych fotki. Przywiązuję podbierak do wiosła i w tym czasie rozkładam foto-majdan. Na focie trochę za dużo widać, więc tym razem będzie zastępcze- „z rąsi” 😉

klonek_male

Jestem już blisko miejsca startu, a i zegarek pogania. Słońce w zenicie, więc samo przetransportowanie silnika do samochodowego bagażnika wywołuje strumyk potu na plecach. Nie przejmuję się, bo przede mną zdecydowanie relaksacyjna część dnia. Dojeżdżam do chłopaków. Ognicho już płonie, napoje chłodzące na miejscu…żyć, nie umierać.  Czas szybko upływa na dyskusjach, sprzętowych dywagacjach i treningu muchówką. Oczywiście nie obyło by się bez planów na kolejne wypady. A te, jak zawsze, są ambitne. Szczegóły wkrótce!

Avatar photo

About

Wędkarstwo towarzyszy mi od najmłodszych lat. I z każdym dniem staje się coraz ważniejsze i pochłania mnie coraz mocniej. Aż boję się pomyśleć, co ze mną będzie za parę lat! ;)

View all posts by

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *