Każdy wie, jaką robotę odwalił główny bohater popularnej krakowskiej legendy. Co prawda, od tamtych czasów nieco się zmieniło. Mamy Wi-Fi, telefony bez kabla i żywność w proszku. Tak. W Krakowie też. Rzec by można, że oprócz piłkarskich sukcesów, w mieście panuje dobrobyt 😉 Ale ponoć znowu pojawiły się smoki. Faktem jest też, że ich populacja została mocno przetrzebiona jeszcze w maju, ale coś tam chyba jeszcze zostało. Plan jest dość prosty. Iść w ślady szewczyka. Walczyć do upadłego, aż się celu nie osiągnie. Uważam, że technicznie i mentalnie jestem przygotowany. Wiele niepowodzeń już zniosłem, więc cierpliwości mi nie brak, a i trudne chwile przetrwam. Zwłaszcza, że nie będę w tym boju odosobniony. Oby tylko natura była łaskawa i sprawiedliwie dzieliła swoje skarby. Już mniejsza o splendor i chwałę, jakim okryje się łowca-pogromca.
Oczywiście nie zamierzam odtwarzać legendy co do joty. Wbrew historii, w przypadku pokonania smoka, nie planuję szyć butów z jego skóry dla wszystkich mieszkańców grodu Kraka 😉 Zadowolę się „cyfrowym skalpem” i widokiem odpływającej zdobyczy.
Połamania 😉
Może lepiej nie dosłownie, nie chcę brać przykładu z imiennika 😉
Dobrodziej:P