Szwedzkie wojaże cz. I.

Szwecja! Kraj mlekiem i miodem płynący, a także Saabem i Ikea stojący. Mniejsza o te dobra materialne, bo mnie co innego bardziej interesuje, niż projektowanie wnętrz i motoryzacja. Przecież tam metrowe szczupaki same do łódek wskakują, a okonie 40+ to nic, o czym by warto było dłużej klepać w klawiaturę. I nie dziwię się sobie, że też chciałem znaleźć się w takiej sytuacji i spić tą śmietankę rybnych wód. Planowałem, rozmawiałem, szukałem, czytałem i wreszcie! Udało się skompletować ekipę 4 znajomych, wybraliśmy kierunek, taktykę i w drogę! Już samo pakowanie i przemierzanie naszych dróg było niesamowitym doświadczeniem. Ciągłe rozmowy i pochłanianie każdego słowa z opowieści kolegów, dla których podróż za Bałtyk nie jest pierwszą taką eskapadą…Chwila-moment i jesteśmy na promie. Sprawna instalacja w kajucie, szybkie piwko w barze i spać, bo rano jeszcze kilkaset kilometrów. Docieramy na miejsce1

Natychmiast wskakujemy w…śpiochy i łapiemy za długie, niezbyt mocne wędki, bo atakujemy pstrągi! Na początek wybraliśmy rzekę, ponoć pełną kropatych. Dzielimy się na 2 pary i rozchodzimy w różnych kierunkach, by nie przeszkadzać sobie nawzajem. Mamy informacje, że koledzy już od początku mocno rozpoczęli, a u mnie i kolegi coś słabo. Pojedyncze ryby, nie za wielkie, jednak wszystko wydaje się być nowe, inne i chyba nie wykorzystuję do końca potencjału wody. Ileż rzeczy zrobił bym teraz inaczej!  Stojąc po pas w wodzie wychylam się za wielki głaz i widzę pięknego pstrąga, takiego dobre 55 cm, spokojnie zbierającego coś z powierzchni wody. Gardzi moją obrotówką i znika. Cóż. Idziemy dalej. Wreszcie, na niewielkiego woblera wyciągam spod kamienia przyzwoitą rybę. Co ciekawe, pstrąg pochodzi z tych zdziczałych i pełny jest dużych, hipnotyzujących wręcz kropek, a także może poszczycić się szeroką płetwą ogonową.  Takich egzemplarzy jest w rzece sporo mniej niż wpuszczanych co jakiś czas, podrośniętych salmonidów, dorzucanych dla podtrzymania populacji i oczywiście ku uciesze wędkarzy. Po całym dniu chodzenia po rzece wreszcie gęba rozciąga się od jednej małżowiny, do drugiej.

3

 

Kawałek dalej łowię kolejną rybę, w bliskiej okolicy 50 cm. Mimo, iż po uszkodzonym ogonie łatwo poznać egzemplarz pochodzący z zarybień, ryba jest naprawdę silna i formą nie ustępuje swoim zdziczałym kuzynom.

4

Słońce chyli się ku zachodowi, więc powoli kończymy łowienie. Nieco się z kolegą gubimy, na szczęście udaje nam się jakimś cudem odnaleźć leśny trakt. Docieramy w okolice pozostawionego samochodu i kolegów. Dzielimy się wrażeniami, chwalimy zdjęciami złowionych ryb, w domu szykujemy kolację i chwilę później słychać już tylko miarowe pochrapywanie. W końcu czeka nas kolejny dzień nad wodą i….cdn 😉

Avatar photo

About

Wędkarstwo towarzyszy mi od najmłodszych lat. I z każdym dniem staje się coraz ważniejsze i pochłania mnie coraz mocniej. Aż boję się pomyśleć, co ze mną będzie za parę lat! ;)

View all posts by

2 thoughts on “Szwedzkie wojaże cz. I.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *