Oj, czekałem na ten moment. Jak wiele przygotowań miało swoje zwieńczenie tuż przed przerzuceniem kartki na karce kalendarza, wiem tylko ja i moi najbliżsi. Ale się udało. Wszystko dograne, pozostało tylko łowić. Wcześniejsze wypady w poszukiwaniu klenia dawały nadzieję na niezłe połowy, bo aktywność boleni była bardzo widoczna. Niestety. Pogoda spłatała figla. Poranne przymrozki, deszcz i lodowaty wiatr spowodowały spadek temperatury wody o prawie 3 stopnie. Wielokilometrowe odcinki rzeki pokonane zarówno brzegiem, jak i środkiem pływającym, pozwoliły zaobserwować ataki rap, które mógłbym policzyć na palcach jednej ręki. Niestety, nie oznaczało to wcale, że głębiej dało się połowić. Mizerną aktywność ryb potwierdzali też napotkani wędkarze, którzy z reguły bezradnie rozkładali ręce. Nie pamiętam tak słabego otwarcia, a pojedynczo łowione ryby tylko potwierdzały trudność ich złowienia.
Jak na złość, kolejne dni, już nie wędkarskie, pozwalają sugerują, że efekty mogły być dużo lepsze. Trudno. Teraz czas ścignąć jakiegoś szczupaczka. W sumie, to jestem już spakowany 😉
Ale złowiło się co? 😛
No przecież masz fotkę 😉