Urlopowa przerwa i marmurkowy rodzynek.

Pobudka, szybkie śniadanie (albo i nie) i nad wodę. Cały dzień łowienia, wieczorem jakiś posiłek, zimne piwko i przeglądanie zdjęć z okazami. I tak dzień za dniem. Jednym słowem, no, może dwoma: „wędkarski urlop”. Przynajmniej w teorii. W praktyce wygląda zazwyczaj nieco inaczej. Niestety. Czasem osiąga poziom wręcz niewyobrażalny, kiedy wędkarz wybierający się na urlop nie zabiera ze sobą sprzętu! Szok i niedowierzanie. Ale uwierzcie, możliwe. Jedyna bliskość z pobliską rzeką, na jaką mogłem sobie pozwolić, to pokonanie jej na piechotę, z klapkami w dłoniach. Oj, wrócę tam jeszcze, koniecznie z muchówką 😉

Ponieważ mentalnie wciąż byłem nad wodą, po powrocie natychmiast wybrałem się nad ukochaną Odrę. Niestety brak opadów nadal dręczy nasze wody. Poziom rzeki sprawił, że przypomina ona nieco tylko szerszy strumień. Tragedia. Dojeżdżam na wytypowane miejsce. Oj, na mapie wyglądało to lepiej. Rozkładam i pompuję pływadło, po czym  jakoś taszczę je w kierunku wody. Jeszcze silnik, zbiornik z paliwem, echosonda, kotwica, skrzynka z ekwipunkiem…jest tego trochę. Wreszcie parkuję na pierwszej miejscówce i rozpoczynam obławianie. Szeroki, rozległy warkocz za rozmytą główką utworzył wręcz rafę. Potencjalne stanowisko wielu gatunków ryb. Na powierzchniowego Panica 8cm od Spinnermana skusił się bolenik. Niewielki, ale branie na sunącą po powierzchni wody imitację uklejki na długo pozostaje w pamięci.

2

Dalsze poszukiwania interesujących miejsc łączę z obserwacją echosondy, celem namierzania jakiegoś przytulnego sumowego mieszkanka. Jedyne głębsze miejsca, to doły powstałe przez napierającą wodę warkocza, niedaleko za szczytami główek. Miejsca raczej do obłowienia z ręki, niż z trollingu. Wszelkie inne miejsca, stanowią teraz trudną do obłowienia płyciznę. Nie poddaję się jednak i próbuję swoich sił na długiej opasce umacniającej zewnętrzny zakręt rzeki. Zestaw sumowy konkretny, jednak używane zazwyczaj woblery dziś nie wychylą nawet steru z pudełka. Powód jest prosty, głębokość wody wymusza użycie płytko nurkujących woblerów, jakie zazwyczaj stosują nocni łowcy. Do tego niezbyt długi odcinek żyłki pomiędzy szczytówką, a przynętą. Niespiesznie przesuwam się pod prąd, obserwując echosondę, ale i taflę przede mną, by nie urwać śruby na jakimś zalegającym na dnie głazie, czy pniaku. Nagłe szarpnięcie i dźwięk hamulca odwracają sytuację. Zdążyłem tylko nacisnąć przycisk nagrywania na kamerze, a potem to już pompowanie i przede wszystkim sterowanie pływadłem. Po chwili podbieram niewielkiego wąsa. Ok. Teraz jeszcze tylko gimnastyka z rozkładaniem statywu i próba uchwycenia siebie wraz ze zdobyczą.

3

Niezbyt może okazałą, ale wielkość ryby jest często wartościa,na jaką mamy najmniejszy wpływ podczas łowienia.

Wrześniowy dzień szybko się kończy. Czas się zwijać. Chowające się za linią horyzontu słońce, pozostawia po sobie przenikliwy chłód. Jesień. Czas na kolejne, może nieco mniej widowiskowe, ale równie piękne łowy.

Avatar photo

About

Wędkarstwo towarzyszy mi od najmłodszych lat. I z każdym dniem staje się coraz ważniejsze i pochłania mnie coraz mocniej. Aż boję się pomyśleć, co ze mną będzie za parę lat! ;)

View all posts by

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *