Sporu o wrocławski „no kill” ciąg dalszy…

Telenowela.

Tak najkrócej można by opisać to, co dzieje się w Okręgu wrocławskim, jeśli chodzi o sprawę Kanału Powodziowego, a więc od niedawna odcinka ” no kill”, o którym pisałem TUTAJ.

W głowie mi się nie mieści, jak wielką drzazgą w oku rządzących i wielu wędkarzy, stał się ten odcinek. Zerknijcie sobie na mapkę Wrocławia. Ile tam wody. Odra, kanały, zimowiska barek, dopływy Odry- wędkarski raj. A te 5,5 km kanału strasznie jak widać „uwiera” kilka osób. Dodać należy, że z racji prowadzonych niedawno prac regulacyjnych, przez minione 2 sezony, odcinek ten był zupełnie zamknięty dla wędkarzy! I tak nie mogli tam łowić. Teraz wreszcie mogą, z jednym tylko zastrzeżeniem- haki bezzadziorowe, a rybka pływa dalej. Takie to straszne? Ale zacznijmy od początku.

Kilku pasjonatów, jak ja, czy Ty, drogi czytelniku, powiedziało sobie „dość”. Przecie PZW, to my. A więc trzeba działać. Zrobić coś, żeby rozruszać i odświeżyć tą naszą jakże skostniałą organizację. A przede wszystkim skupić się na tym, co jest sednem naszej pasji. Na rybach. Skoro wielu z nas i tak wypuszcza złowione ryby, to dlaczego nie stworzyć, wzorem krajów, gdzie kultura wędkarska jest na zupełnie innym poziomie, wód „no kill”? Początkowo pomysł obejmować miał CAŁY odcinek miejskiej Odry. Jaka była reakcja w Okręgu- możecie się tylko domyśleć… Ponieważ takie przedsięwzięcie byłoby ciężkie do realizacji, a także mogło by być niezłym „szokiem” dla zabijających ryby, padła propozycja Kanału Powodziowego. To odcinek chętnie nawiedzany przez wszystkie żyjące w Odrze ryby, w tym tak cenne gatunki, jak brzany, certy, czy świnki. Pomysłodawcy tej jakże pięknej idei zyskiwali w swoim pomyśle coraz większe poparcie. Nie tylko „zwykłych” wędkarzy, ale autorytetów w dziedzinie ichtiologii, czy członków Kapitanatu Sportowego, Komisji ds. Zagospodarowania Wód i viceprezesa ds. Sportu. Wniosek został przyjęty na pierwszym głosowaniu i to dzięki temu już od 1 stycznia 2016 roku, Kanał Powodziowy został uznany za wodę „no kill”. Pięknie prawda? Cieszyli się wędkarze nie tylko należący do Okręgu wrocławskiego. To przecież świetny sygnał i impuls do działania dla wszystkich, którzy zastanawiali się nad sensem podjęcia takich prób w swoich okręgach.

Ale amatorzy łatwego dostępu do mięsa nie złożyli broni. Kombinowali, knuli i wreszcie w kilku wrocławskich sklepach wędkarskich pojawiła się „petycja”(cudzysłów nieprzypadkowy), o której także pisałem w jednym z blogowych wpisów. Wspomniane pisemko zawierało sporo oszczerstw i półprawd, między innymi to, że grupa z Warszawy (gdzie zarejestrowana jest organizacja Street Fishing Poland) próbuje sterować i decydować za wrocławian, czy mogą zabierać ryby, czy też nie. Bzdura. To, że kilku zapaleńców, którzy walczyli o stworzenie „no kill” na Kanale Powodziowym, działają przy okazji na rzecz rozwijania Street Fishingu w Polsce, nie ma zupełnie żadnego związku. Są normalnymi i pełnoprawnymi członkami PZW, którym leży na sercu dobro naszych wód. Skrajna nadinterpretacja i snucie teorii spiskowych, godnych autorów bestsellerowych kryminałów.

Okazało się, że petycją stoją członkowie „Inicjatywy 2016 Wrocław” (cokolwiek to ma znaczyć). Tym mocniej dziwi mnie oburzenie przeciwników „no kill”, że przecież nikt nie broni im tam łowić. Może nikt im nie wytłumaczył, że „no kill”, to nie to samo, co „no fishing”? Panowie, troszkę czytania ze zrozumieniem. Wody we Wrocławiu jest tak wiele, a Wy walczycie o nieco ponad 5 km wody, jakby to była Niepodległość. Co zatem jest motorem do działania tych ludzi? Nie mam pojęcia. Może sami powiedzą? (przecież i tak wiem, że to czytacie 😉 ) Nie wstydźcie się! Jeśli macie jakieś racjonalne i rzeczowe argumenty, może warto by je było przedstawić na najbliższym zebraniu? A takie podchody, dodatkowo oczernianie i wypuszczanie kłamliwych plotek na temat tych, którzy chcieli poprawić jakość naszego wędkarstwa… Jak dzieci, Panowie, jak dzieci…

Avatar photo

About

Wędkarstwo towarzyszy mi od najmłodszych lat. I z każdym dniem staje się coraz ważniejsze i pochłania mnie coraz mocniej. Aż boję się pomyśleć, co ze mną będzie za parę lat! ;)

View all posts by

One thought on “Sporu o wrocławski „no kill” ciąg dalszy…

  1. Bo niektórych to po prostu fizycznie boli jak coś złapią i muszą wypuścić (i nie daj boże by ktoś jeszcze patrzył przy tym na ręce), lepiej by się czuli jakby był całkowity zakaz łowienia niż taki no kill. Co komuna i towarzyszaca jej bieda zrobila z ludzka mentalnoscia przez te kilkadziesiat lat jest po prostu nie do opisania w tym kraju.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *