W oczekiwaniu na wiosnę.

Coraz więcej słonka zachęcało za wypadami na kleniojazie, ale po raz kolejny stanęło na pstrągach. Raz, że w dalszej części sezonu raczej za wiele czasu już dla nich nie będę miał, a dwa, że odwiedzając rodzinę, mam blisko na pstrągowe ciurki. Rzeczka niewielka, ot, jednoosobowa. Mimo, iż poranne -6 na termometrze nie zachęcało, niespiesznie pakuję graty i jadę nad wodę. Na miejscu okazuje się, że nie wziąłem termicznych kalesonów. Gimnastyka przy przebieraniu się na zmrożonej trawie i próbie wskoczenia w neopreny, pewnie rozbawiła by nawet największego sztywniaka, ale na szczęście nie było nikogo w okolicy, kto podziwiałby moje wyczyny. Woda niziutka i już się zacząłem zastanawiać, czy nie zacząć już iść w górę rzeki i prowadzić przynęty z prądem. Wybór jednak pada na łowy „zimowe”, czyli schodzę z prądem. W pięknym słonku i dzięki okularom widzę stojącego na środku rzeczki pstrążka. Rzut po skosie, zwijam woblera i delikatnie podszarpuję go nadgarstkiem. Przechodzi idealnie przed rybą, która wściekle(jak na swoje rozmiary) go dopada. Ryba należy do grona niewielkich kropków, które zdominowały ten sezon, jak i niewielkie ciurki. Za to są tak piękne, że nie mogę się na nie napatrzeć. Pogoda i warunki są świetne, również te do fotografowania. Grzech nie skorzystać.

blog2Jakoś te największe salmonidy tego sezonu nie chcą pozować to zdjęć i po krótkiej, lub dłuższej walce się spinają. I dziś nie było inaczej. Po przerzuceniu iluś maluchów, którym nie przeszkadzały na agrafce coraz większe woblery, wreszcie mam coś konkretniejszego. Tym razem na obrotówkę, która również robiła robotę. Ryba wzięła na spokojnym i głębokim odcinku. Żwawo odchodzi na hamulcu i po jakiś 20 sekundach spada. Chyba zrezygnuję z plecionki. Łowi się bardzo dobrze, szczególnie „gra” woblerem, czucie też wzorowe, ale żyłka ma swoje ogromne plusy. No, chyba że sprawię sobie kij na blanku muchowym, lub podobnym mu ugięciu.

Maszerując brzegiem rzeki widzę oczkujące rybki. Po porannym przymrozku zrobiło się kilkanaście stopni na plusie i w powietrzu wesoło podrygują niewielkie muszki. Lipienie! Nie wiedziałem, że w tej rzeczce można liczyć na spotkanie z tymi rybkami. Okazuje się, że jest ich całkiem sporo, choć rozmieszczone są po rzece bardzo nierównomiernie. Widzę kilka ryb całkiem ładnych, myślę, że miały spokojnie 35cm, jak nie więcej. Jak na taki kanałek, wyglądały imponująco.  Nie miałem muchówki, zresztą okres ochronny każe się jeszcze nieco wstrzymać, ale miejsce namierzone. Poświęcę im jakieś wypady, bo w rzeczkach, które mam najbliżej, próżno ich szukać i nie miałem zbyt wielu okazji do spotkania z tymi pięknymi rybami. Napotkany wędkarz potwierdza moje obserwacje. Lipienia jest sporo, choć nie na każdym odcinku. Miał do czynienia z rybami blisko 40 centymetrowymi, co mnie by w zupełności satysfakcjonowało(na początek 😉 ) A więc postanowione.

Pozostało jeszcze wrócić do auta, a tam kolejna gimnastyka. Tym razem, jak pozbyć się z ciała grubej warstwy neoprenu, które w połączeniu z silnym słońcem zrobiły swoje. Ciężko się wpasować ze strojem w warunki. Kolejne ciepłe dni sprawiły, że zdecydowanie zachciało mi się spinningowego białorybu…

 

Avatar photo

About

Wędkarstwo towarzyszy mi od najmłodszych lat. I z każdym dniem staje się coraz ważniejsze i pochłania mnie coraz mocniej. Aż boję się pomyśleć, co ze mną będzie za parę lat! ;)

View all posts by

4 thoughts on “W oczekiwaniu na wiosnę.

    1. A nie wiem nawet 😉 Może dlatego, że z muchy najbardziej lubię suchara, a te niektóre rzeczki są tak zakrzaczone i klaustrofobiczne, że ciężko tam sznurem machać…

        1. Miejsca takie, jak to, przeplatane są zupełnie zarośniętymi, lub takimi z krzaczorami raz na jednym, raz na drugim brzegu. Jakby iść wodą pod prąd, to powinno być ok. Sprawdzę 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *