Suszy ciąg dalszy i kolejny punkcik w challenge’u!

Pogoda jest nieubłagana. Po okresie pustynnego skwaru kilka deszczowych dni przywitałem z uśmiechem na twarzy. Spalona słońcem ziemia była tak spragniona wody, że rzekom już nic nie zostało. Poziom wody pozostał praktycznie niezmienny, może nieznacznie wzrósł. Co z tego, skoro było to chwilowe i od wczoraj woda spadła o ponad 40cm. Cóż robić. Trzeba walczyć.

Ponieważ wypad miał być samotny, postanowiłem zagrać Va banque. Wziąłem tylko muchówkę i sumówkę. Zero Bromb, Spiritów i Paniców. Ewenement. Ale inaczej bym się nie zmusił. Pomimo leżącej na burcie muchówki, zwykle zwyciężał spinning. A przecież cele muchowe czekają 😉

Stawiam kotwicę na pierwszej miejscówce. Po chwili muszę wykonać korektę ustawienia. To nie spinning. Nurt szybko zabier sznur i nienaturalnie przyspiesza dryfującą piankową imitację konika polnego. Kładę przynętę na napływ. Spod kamienia wyskakuje klonek i kasuje spływający kąsek. Trzydziestak na dobry początek. Kolejne miejsca dają następne brania i następne ryby. Klenie nie są może wielkie, bo żaden nie przekroczył 40cm, ale ilość brań, wyjść i ataków, może satysfakcjonować. Sprawdzam stan wody. Jeszcze leci w dół. Trzeba wracać, bo nie chcę utknąć. Podnoszę silnik i powolutku gramolę się pod prąd. Szkoda kończyć taki fajny dzionek. Wracając poprawiam odwiedzone wcześniej główki. Pierwsze rzuty i brania utwierdzają mnie w słuszności tej decyzji. Posyłam muchę w okolice wystających kamieni. Jest ruch pod wodą. Kleń eskortuje konika, ale nie decyduje się na atak. Nie nadrzucam sznura i pozwalam, by napierający nurt przyspieszył dryf. Mucha zaczyna smużyć po powierzchni. Ryba nie wytrzymuje i zasysa imitację. Rybka ma jakieś 37cm, ale postanawiam zrobić zdjęcie, by w jakikolwiek sposób udokumentować dzisiejsze połowy. Rybę pozbywam haczyka, wkładam do podbieraka i przywiązuję do burty. W tym czasie ustawiam statyw, aparat, próbuję dobrać kadr itd. Po fotkach rybka płynie do siebie, a ja zwijam foto-studio, żeby nie przeszkadzało w dalszym łowieniu. Ok. Rzucam na wprost. Mucha spada blisko kamieni. Dryfuje może metr, gdy znika z powierzchni w niewielkim kółku. Zacinam i mój kijaszek w klasie 4-5 AFTMA wygina się po rękojeść, a ryba muruje i trzęsie łbem. Wykorzystując silny nurt „objeżdża” mnie od strony rufy i w głównym nurcie pokazuje, na co ją stać. Dobra chwila przeciągania liny i za chyba 3 próbą udaje mi się wpakować go do podbieraka. Jak zobaczyłem, z jaką rybą mam do czynienia i w jakich warunkach przyszło walczyć, skróciłem hol o element podbierania ręką. Ufff. Jest klucha!


Kleksik_male

 

Analogiczna sytuacja. Rybka odpoczywa w podbieraku przy burcie, a ja walczę ze sprzętem foto. Udaje się coś tam cyknąć.

Klenik_male

Pomiar wskazał 51cm. A więc udało się osiągnąć pułap założony przed sezonem! Cieszę się ogromnie, bo to jednocześnie moja największa ryba złowiona metodą muchową (no co? 😀 ) Sięgam do plecaka po kamerkę w wodoodpornej obudowie. Podwodne ujecia odpływającej zdobyczy są niesamowite. Podnoszę podbierak i…jest pusty. To nie był byle jaki klenik. „Profesor” sam zdecydował, kiedy wrócić na swój przelew.

Ten kleń był jedenastym i ostatnim tego dnia. Pomachałem jeszcze trochę, zepsułem kilka brań, a na koniec pozostawiłem sobie krótką sesję trollingową. Niestety bez efektu. Poziom wody jest tak niski, że do trolingu, zamiast SDRów, musiałem zatrudnić płytko chodzące „nocniki”. Jeden łuk echo wskazało. To już coś. Następnym razem będzie lepiej 😉

Avatar photo

About

Wędkarstwo towarzyszy mi od najmłodszych lat. I z każdym dniem staje się coraz ważniejsze i pochłania mnie coraz mocniej. Aż boję się pomyśleć, co ze mną będzie za parę lat! ;)

View all posts by

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *