Oj, dawno mnie tu nie było. Trochę za sprawą mojego poprzedniego wypadu na Królową polskich rzek i miłościwie panującego w niej Króla. Kolejny raz wielkie plany, przygotowania i…klapa. Nie powiem, walczyliśmy, jak lwy. Cztery popołudnia i noce orania wody. Widoki pięknego miasta nocą, jak i walka z żywiołem w postaci burzy z piorunami. Nie poddaliśmy się, ale marne to pocieszenie i satysfakcja w obliczu absolutnego braku zainteresowania jakąkolwiek współpracą ze strony sumów. Zresztą @Bluzer już przedstawił krótki opis naszych zmagań.
Po powrocie do domu musiałem się otrząsnąć.
Przemyśleć.
Oczywiście również jechać na ryby, w myśl zasady, „czym się strułeś, tym się lecz”.
Pomogło.
Ale cóż z tego, skoro co rusz w człowieka uderzają pesymistyczne wieści odnośnie naszych pięknych łowisk. Nazbierało się kilka tematów, do których sukcesywnie będę nawiązywał.
Acha! Żeby nie było. Wisła, to rybna rzeka! Myśleliście, że my tak całkiem na 0? A sandokan Kamila? Cud, że hak BigGame wytrzymał.
😉